- No przecież mówiłem, że chciałem po prostu cię odwiedzić.
- Nagle o godzinie dwudziestej zebrało ci się na odwiedziny, ehh jakoś nigdy się mną nie interesowałeś, co cię napadło?
- Polubiłem cię Lisette, czy to dziwne? - Odwrócił wzrok, a ja osłupiałam.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, a przynajmniej udawałam, że nie wiem. Przez całe gimnazjum razem ze swoimi kolegami, wyśmiewał się ze mnie. Teraz nagle ubzdurało mu się, że mnie lubi.
- No to...ten...fajnie, ja też całkiem cię lubię. - Miałam nadzieję, że nie chodzi mu po głowie nic poważniejszego.
Rozpromienił się, a ja uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- To może...skoro tak...to poszłabyś ze mną ju-utro....może gdzieś...oczywiście j-jak chcesz, bo jak nie...to roz-zumiem, al-le jak byś chciała t-to...
- Bardzo chętnie. - Co ja w ogóle robię, chyba zrobiło mi się go szkoda, zaczął się jąkać jak nigdy.
Nie poznawałam go, ten sam Jack śmiał się ze mnie i drażnił, a teraz zaprasza mnie...na randkę?! To jest dziwne, ale czy nie daję mu w takim razie złudnej nadziei?
- Naprawdę? Nie wiesz jak się cieszę! - Posłał mi szeroki uśmiech, nie ukrywając radości.
- Tak, tak tylko... - Urwałam w pół zdania, bo nagle wszystkie świeczki zgasły i zrobiło się ciemno.
Zrozumiałabym jakby zgasła jedna, ale wszystkie naraz, drzwi i okno było zamknięte więc coś musiało tu być. Od razu pomyślałam o tym dziwnym cieniu, który widziałam w salonie. Nie ukrywałam strachu, przysunęłam się odrobinę do chłopaka.
- Gdzie położyłaś latarkę? - usłyszałam głos tuż obok mnie.
- Na biurku - powiedziałam i wstałam z Jack'iem.
W przeciągu sekundy okno otworzyło się i krople deszczu zaczęły wpadać do pokoju. Ostry wiatr rozwiewał wszystko po pokoju. Zaczęłam zbliżać się do okna, żeby je zamknąć, ale coś mi przeszkodziło. Tuż przede mną pojawił się czarny kształt i chwycił za nadgarstki, a ja próbowałam się uwolnić.
- Co tu się dzieje! - krzyknęłam, ale to coś podciągnęło mnie w górę i walnęłam plecami o sufit.
- Lisette! - Jack złapał mnie, gdy spadałam. - Co to było?!
- Nie widzisz tego, tych cieni?! - Okno nadal było otwarte, a na zewnątrz szalała burza, więc musieliśmy ją przekrzykiwać.
- Nie wiem o czym mówisz! - Postawił mnie na ziemi, a chwilę później coś złapało go w pasie i rzuciło o ścianę.
Walnął głową w półkę i bezwładnie zsunął się na podłogę.
- Przestańcie!
___~*~___
Biegłem ile sił w nogach do domu Lisette. Jak tylko dostałem kolejny telefon, że w tej burzy coś jest, natychmiast zawróciłem. Deszcz, wiatr to utrudniało bieg, nie dość, że byłem cały przemoczony, to jeszcze traciłem siły. Miałem nadzieję, że nic jej się nie stało, jest dla nas zbyt cenna.
- Cholera i po co znowu ją zostawiałem! - Byłem zły sam na siebie.
Już myślałem, że nie dam rady, gdy zobaczyłem w oddali zarys jej domu. Resztkami sił dobiegłem na miejsce i od razu wszedłem do środka. Naładowałem broń i wbiegłem na piętro do jej pokoju. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem, że w pokoju dziewczyny panuje istny chaos. Wszędzie latały papiery, a pod ścianą leżał jakiś chłopak. Rozejrzałem się i zauważyłem Lisette trzymaną przez duchy za nadgarstki i kostki. Zatkały jej usta, więc nawet nie mogła krzyczeć. Spojrzała na mnie, a w jej oczach zobaczyłem zdziwienie. Otrząsnąłem się po chwili i zacząłem strzelać do cieni. Trafiłem dwa z nich i dziewczyna miała wolne ręce.
- Nie ruszaj się! - Krzyknąłem i zacząłem celować w demony na jej nogach.
Byłem za wolny. Zanim wystrzeliłem one poderwały Lisette w górę, zmierzając w stronę okna. Rzuciłem się w jej stronę i próbowałem złapać za rękę. Niestety deszcz utrudniał sprawę, a cienie były dość silne.
- Jeszcze kawałek, dasz radę! - wykrzyczałem i wychylając się maksymalnie chwyciłem ją i wciągnąłem do pokoju.
Wylądowaliśmy oboje na podłodze, a ja od razu zacząłem strzelać do demonów, które puściły dziewczynę. Ona pisnęła i zakryła uszy. Gdy zabiłem wszystkie duchy w pobliżu, chwyciłem ją za przegub ręki i zacząłem biec w stronę wyjścia.
- Co ty robisz?! - zaczęła protestować i wyrywać mi się. - Puszczaj mnie.
- Zaraz może być ich więcej, musimy stąd wyjść. Chyba nie chcesz, żeby coś stało się twojemu chłopakowi! - Wyszliśmy z pokoju i natknęliśmy się na jej ciocię.
Zignorowałem ją i wybiegłem z dziewczyną na zewnątrz. Miałem nadzieję, że nie zadzwoni na policję. Puściłem Lisette i wyciągnąłem telefon.
- Czemu ją zostawiliśmy?! Poza tym to wcale nie jest mój chłopak, a tak w ogóle co się tu dzieje, czemu masz broń i co to w ogóle było, mało co nie wyleciałam przez okno! - Zaczęła się wydzierać, a ja ruszyłem w stronę miasta.
- Rusz się, musimy dostać się do agencji - powiedziałem i zacząłem iść przez strugi deszczu, próbując złapać sygnał.
- Dlaczego miałabym z tobą iść? Nie znam cię, a poza tym jesteś podglądaczem!
- Widzisz, czyli coś jednak o mnie wiesz. - Pociągnąłem ją za rękę i nie zważając na pogodę ruszyliśmy przed siebie.
Niestety znowu pojawiły się te demony, broń miałem w pogotowiu, więc kazałem Lisette iść dalej, a ja zacząłem strzelać, trzymając w jednej ręce telefon. Nareszcie raczył ktoś odebrać.
- Hej potrzebuję wsparcia, mam dziewczynę i idziemy w stronę miasta! - krzyknąłem do słuchawki i przeładowałem szybko pistolet.
- Zaraz zjawi się pomoc, musimy przyspieszyć zanim będzie ich więcej! - Dogoniłem Scarlet, która była już cała przemoczona i trzęsła się.
Nie wiedziałem czy to z zimna czy ze strachu, ale w tej chwili to nie było ważne. Miałem nadzieję, że samochód szybko podjedzie i i zabierze ją do siedziby głównej, bo miałem wrażenie, że burza przybiera na sile, jakby specjalnie chciała nas zatrzymać. Droga, którą musieliśmy przejść też nie była łatwa, wszędzie błoto, a po ziemi płynęły strumienie wody. Popatrzyłem na dziewczynę, włosy przylepiły jej się do twarzy, minę miała niepewną, jakby nie wiedziała co robić. W dodatku biegła na bosaka i co chwilę się ślizgała. Złapałem ją za rękę, żeby się nie wywaliła. Próbowała mi się wyszarpnąć, ale przez to o mało co nie wylądowała na ziemi, więc przestała. Wiedziałem, że nie ufała mi, bo w końcu mnie nie znała, a nasze pierwsze spotkanie nie było zbyt miłe. Spojrzałem przed siebie i w oddali zobaczyłem dwa jasne punkciki, a po chwili przed nami zatrzymały się samochody.
- Wchodź! - Wepchnąłem dziewczynę do środka, na tylne siedzenie, a sam usiadłem z przodu.
Zostawiliśmy paru ludzi, żeby zajęli się demonami, a my jechaliśmy do agencji.
- Więc to ona? - Zapytał kierowca, zerkając na dziewczynę.
- Jak widać - westchnąłem i zdjąłem mokrą bluzę.
Ściągnąłem też moje słuchawki, miałem nadzieję, że się nie zepsuły. Odwróciłem się Lisette lustrując ją wzrokiem, dopiero teraz zauważyłem, że ma rozdarte spodnie i trochę krwi.
- Co ci się stało? - Wskazałem na jej kolano.
- Przewróciłam się, ale to nie ważne. Ja chcę wiedzieć o co tu chodzi, siedziałam sobie spokojnie, wlazły mi do pokoju jakieś nie wiadomo co... O kurde. - Przerwała w pół zdania i spojrzała na mnie.
- Co? O co chodzi?
- Jack został sam w moim pokoju, a co jak obejrzy moje rysunki, albo gorzej jak przeczyta mój pamiętnik, jeju muszę wracać.
Została zaatakowana przez demony, prawie wyleciała przez okno, teraz jedzie z obcymi samochodem, a wyskakuje mi z chłopakiem w jej pokoju.
- Naprawdę tylko tym się przejmujesz?
- Jakbyście mieli mnie zabić to już byście to zrobili. - Była niezwykle pewna siebie, chciałem się z nią podroczyć.
- Może chcemy cię torturować. - Uśmiechnąłem się wyzywająco.
- Eeee wyskoczyłabym z samochodu, drzwi są otwarte.
Usiadłem już normalnie i zgromiłem kierowcę spojrzeniem. Miała rację, jakby chciała uciec już dawno by to zrobiła.
- Poza tym gdybyś był zły to byś mnie nie uratował. - Usłyszałem i uśmiechnąłem się lekko.
Burza powoli oddalała się. Po paru minutach dostaliśmy komunikat, że dom jest oczyszczony, a wszyscy bezpieczni.
- Ha! Widzisz mówiłem, że wszystko dobrze się skończy. - Odwróciłem się do dziewczyny i zauważyłem, że zasnęła.
W sumie to nie dziwiłem się jej, w końcu sam byłem zmęczony. Usiadłem przodem i gapiąc się przed siebie, czekałem aż dojedziemy na miejsce.
Coś od Pauli:
Hehehehe złapałam zasięg to cud xD Kolejny rozdział....nowi bohaterowie (zaraz uzupełnię zakładkę) Mam nadzieję, że jest ok :D Przepraszam za błędy, staram się, ale no cóż każdemu może się zdarzyć. Jeszcze przepraszam za opóźnienie, ale kiepsko tu z internetem... Następny rozdział planuję wstawić za tydzień xD
Akcja dokarmiania autorki!!! Jeden komentarz = jeden uśmiech więcej :D
Ja tam błędów nie widziałam :) Bardzo mi się podoba rozdział. Wydaje mi się, że ten rozdział jest dłuższy niż poprzednie :)
OdpowiedzUsuńTu jest trochę mniej opisów, a szkoda, bo mogłabyś pokazać np. jak wyglądał kierowca, czy coś w tym stylu. Puszczam to jednak w niepamięć, bo akcja była fajna :)
Czekam na następny :)
B.
Uuuu jak miło *.* Ostatnio jakoś łatwiej mi się pisze, ale nie chce mi się sprawdzać, dlatego cieszę się, że nie widać błędów ^^ Opisy.... chyba nie lubię opisów, ale postaram się coś z tym zrobić :)
UsuńDziękuję za komentarz ;) Uśmiech :D