środa, 18 lutego 2015

Rozdział XV

Trzasnęłam ręką w budzik, który już od dobrych paru minut torturował mi uszy. Przekręciłam się na drugi bok i już miałam ponownie zapaść w sen, gdy przypomniało mi się jaki jest dzień. Tak, tak niby zwykła niedziela, ale ostatni dzień wakacji. Razem z Kate i paroma dziewczynami z klasy zrobiłyśmy zrzutkę na małe party. Wszystko miało się odbywać u mnie w ogrodzie, w końcu mieszkałam na obrzeżach miasta, więc mało ludzi i miałam spory kawałek trawy przed domem. Ubrałam się szybko i załatwiłam poranną toaletę, a Neko przez cały czas dreptał mi przy nodze oczekując śniadania. Zbiegłam po schodach i przywitałam się z ciocią, która miała mi pomóc w przygotowaniach. Oczywiście już od rana była w kuchni i dlatego na stole czekało na mnie jedzenie.
- Dziękuję ciociu, naprawdę dobre - powiedziałam z pełnymi ustami i pochłonęłam wszystko w mgnieniu oka.
- To bierzemy się za robotę, tak? - Moja opiekunka uśmiechnęła się i założyła fartuch.
- No pewnie, później wpadnie Kate pomóc nam, a reszta dziewczyn będzie koło południa. - Wstawiłam naczynia do zlewu, a potem zaczęłam wyciągać różne składniki.
- To co mamy zrobić? Kanapki, ciasto, sałatkę, kupiłaś też chyba jakieś cukierki... - zaczęła wyliczać, a ja się roześmiałam.
- Ciociu będzie parę dziewczyn, a nie armia chłopaków. Nie zjemy, nie wiadomo ile.
- No tak, ale lepiej pochować później, niż aby zabrakło.
- Ehh no dobra, to zaczynamy. Ja zajmę się przygotowywaniem miejsca, a ty możesz gotować do woli. - Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że ciocia jest w swoim żywiole.
Wyszłam z kuchni i otworzyłam drzwi na ganek, mając zamiar uprzątnąć w ogrodzie, gdy niespodziewanie wpadłam na coś, a raczej na kogoś.
- Cześć Lisette! Przyszedłem cię odwiedzić - usłyszałam i podniosłam głowę.
Zobaczyłam Jack'a uśmiechniętego szeroko z rumieńcami na twarzy.
- Ehh i musiałeś przyjść akurat dzisiaj, co? - mruknęłam niechętnie, przechodząc obok niego.
- No wiesz, jest koniec wakacji i pomyślałem sobie... - Zrobił przerwę i spojrzał w górę, a potem w bok, a jeszcze potem na mnie. - Może chciałabyś wyjść? Znaczy no wiesz, ze mną? Ostatnio nie wyszło, głównie przeze mnie no i... tak...
Wmurowało mnie. Stanęłam jak wyryta, gapiąc się na niego i nie mówiąc ani słowa. Gdzie się podział Jack? Gdzie ten chłopak, który uprzykrzał mi życie od dawna i zawsze drażnił? Dlaczego zachowuje się tak dziwnie?
- Wszystko z tobą w porządku? - zapytałam patrząc podejrzliwie. Byłam pewna, że to podstęp.
- Tak, dlaczego pytasz?
- Nic, tak tylko bez powodu. - Machnęłam ręką, podchodząc do ogrodowego stolika i przesuwając go o kilka centymetrów. - Co do wyjścia to jestem trochę zajęta, dziewczyny później przychodzą i urządzamy sobie przyjęcie, bo jutro wracamy do szkoły.
- Może ci pomogę? Razem skończymy szybciej i może znajdziesz parę minut dla mnie, co? - Podszedł i chwycił drugi koniec stołu podnosząc go.
Wspólnie przestawiliśmy mebel i przenieśliśmy krzesła.
- Nie wiem czy to dobry pomysł... - zastanawiałam się głośno.
- Proszę Lisette, zgódź się. - Spojrzał na mnie błagalnie, robiąc minę skrzywdzonego pieska.
- Co ci tak zależy Parker? Ostatnio dziwny się zrobiłeś - stwierdziłam kładąc ręce na biodra i patrząc na niego krytycznie.
- Po prostu chcę wynagrodzić ci stare sytuację, te niekoniecznie dobre. No wiesz guma na ławce w pierwszej klasie, mysz w szafce i buty na drzewie w drugiej, a do tego...
- Dobra, dobra wybaczam - przerwałam mu, bo wiedziałam, że było tego sporo. - Już nie musisz robić z siebie głupka.
- Auć to bolało. - Złapał się teatralnie za serce i zrobił zbolałą minę.
- No cóż prawda czasem boli. - Uśmiechnęłam się zgryźliwie. - Jeśli chodzi o to wyjście... Jak się wyrobimy w pół godziny to dam ci aż pięć minut.
Rozpromienił się, a po chwili razem wzięliśmy się do pracy. Wystawiłam radio przez okno i włączyłam jakąś fajną nutkę. Jack zaczął kosić trawnik, a ja w tym czasie nakryłam stół i zaczęłam wynosić naczynia, rozwiesiłam też hamak i ustawiłam huśtawkę ogrodową. Gdy wszystko było już gotowe Jack rozsiadł się na trawie i głęboko westchnął. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok.
- No skończyliśmy. To jak, nadal masz ochotę ze mną wyjść? - zapytał i spojrzał na mnie.
- No jak obiecałam to muszę się zgodzić. Przebiorę się tylko i zaraz przyjdę. - Weszłam do domu i zajrzałam do kuchni. Ciocia nuciła pod nosem wkładając do piekarnika kolejną blachę.
Westchnęłam cicho i skierowałam się na górę do mojego pokoju. Dopiero gdy stanęłam przed szafą ogarnęły mną dziwne uczucia.
- W co mam się ubrać?! - powiedziałam głośno do siebie i przeleciałam wzrokiem po ubraniach.
To nie mogła być randka, bo to niemożliwe, czyli po prostu musiałam ubrać się normalnie. Ale jeśli Jack miał na myśli właśnie coś więcej? Nie, bo to w końcu tylko Jack, nie będę się stroić dla tego idioty. Wyciągnęłam szorty i bluzkę z krótkim rękawkiem. Do torby spakowałam telefon, portfel oraz parę klamotów, włosy szybko związałam w kitkę i zbiegłam na dół.
- Ciociu wychodzę na parę minut, niedługo wrócę! - krzyknęłam przy zakładaniu butów, chwyciłam torbę i wyszłam z domu.
Jack czekał już przy furtce więc szybko do niego podeszłam.
- Możemy już iść - powiedziałam niepewnie i uśmiechnęłam się.
- No pewnie, mamy mało czasu, dlatego musimy się pospieszyć. - Nim się spostrzegłam chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.

Coś od Pauli:
No coś tam wyskrobałam xD Jedziemy dalej z akcją ^^ Mam nadzieję, że nie jest tak źle i może w końcu zobaczę więcej komentarzy :D