wtorek, 6 czerwca 2017

Halo! Jednak żyję na pewno!

Aaaaaa jednak przeżyłam wszystko. Co z tego, że ledwo, ale zawsze mogło być gorzej. Teraz muszę odegnać złą przeszłość i skupić się na czymś... Przyjemnym? Hah, więc powrót do pisania, szykujcie się na nową notkę :)

poniedziałek, 26 września 2016

Żyję... Chyba

Wybaczcie, ale nie mam pomysłów... Mam w głowie fabułę, wydarzenia, zakończenie, ba, nawet kolejną część na bloga. Jednak to wszystko musi poczekać, nie wiem jak długo. Trzymajcie kciuki.

poniedziałek, 2 maja 2016

Rozdział XXII

- Kyaaaa! To było takie cudowne. Co się później działo? Odprowadził cię pod dom? A może poszliście razem do niego? No mów, mów! - krzyczała Kate do telefonu, a ja uśmiechnęłam się słuchając tego potoku słów. Nie sądziłam, że będę musiała zdać aż tak szczegółowy raport.
- Powiedziałabym ci wszystko, gdybyś tylko przestała mi przerywać - odezwałam się z przekąsem i niemal widziałam minę dziewczyny po drugiej stronie. - Wracając do tematu, to Jack odprowadził mnie po prostu do domu. Nic wielkiego się nie wydarzyło, no oprócz tego pocałunku.
- Ahhh, ale to musiało być cudowne. Też bym chciała mieć chłopaka, a najlepiej przystojnego, bogatego, kochanego, romantycznego...
- Tak, tak - przerwałam jej w niekończącej się wyliczance. - Ale moim zdaniem masz za duże wymagania. Spójrz na mnie. Jakby mi ktoś jeszcze nie dawno powiedział, że będę chodzić z osobą, która truła mi pół życia, to bym chyba wysłała go do wariatkowa.
- No chyba masz rację. Tak czy inaczej, musisz mi to jeszcze raz opowiedzieć ze szczegółami, a najlepiej jutro po szkole. O ile tym razem się tam pojawisz - zachichotała znacząco, a ja przewróciłam oczami.
- Dobra to spotkamy się jutro po szkole. Idę się myć i biorę się za przepisywanie notatek.
- Pa pa, do jutra - usłyszałam i rozłączyłam się.
Pozbierałam ubrania, wrzuciłam je do kosza na pranie i zaczęłam rozglądać się za piżamą. Wokół moich nóg zakręcił się Neko, więc kucnęłam i pogłaskałam łaszącego się kota. Potem skierowałam się do łazienki, gdzie włączyłam gorącą wodę i weszłam pod prysznic. To zdecydowanie najlepsze miejsce do przemyśleń na temat świata, bo do mojej głowy zaczęły napływać niepokojące myśli. Dołączyłam do agencji, ale co dalej? A jeśli komuś z moich bliskich stanie się krzywda, przecież dziś Jack o mało co by się o wszystkim dowiedział. Może to wcale nie  był najlepszy pomysł, mogłabym mieć normalne życie. Woda powoli mnie obmywała, a cały stres zaczął znikać. Nadal nie wiedziałam, czy podjęta decyzja jest słuszna, ale nie miałam zbyt wiele do stracenia. Wyłączyłam prysznic i zaczęłam się wycierać.

Po założeniu piżamy spojrzałam w lustro i przyglądałam się mojej twarzy.
- Dlaczego jestem taka niezwykła - zapytałam sama siebie. - Mogłam się urodzić w normalnej rodzinie, żyć jak normalna dziewczyna, a największym problemem byłoby pytanie co zjem na śniadanie. Ehh co za wkurzająca ja - westchnęłam i zaczęłam myć zęby.
Szybko zabrałam rzeczy i wyszłam, nadal pocierając włosy. Otworzyłam drzwi do pokoju i rzuciłam ubrania gdzieś w kąt. Spojrzałam przed siebie i miałam wrażenie, że przeżywam deja vu.
- Cooooo? Znowu ty! - wydarłam się, wskazując oskarżycielsko palcem w stronę blondyna.

- Ahh jesteś, co ty w ogóle czytasz - pomachał komiksem przed twarzą, a potem odstawił na półkę. - Wpadłem sprawdzić, czy u ciebie wszystko w porządku i przypomnieć ci o jutrzejszym treningu.
- To nic nie tłumaczy! Jak możesz po raz drugi wchodzić do mnie do pokoju, gdy mnie nie ma i w dodatku siedzisz tu sobie jak gdyby nigdy nic! Powinieneś przynajmniej uprzedzić - przerwałam mój monolog, zdając sobie sprawę, że chłopak mnie nie słucha. - Poza tym mogłeś zadzwonić, przecież masz mój numer.
- Niby tak, ale wolałem sprawdzić osobiście, ale jeszcze jutro się przypomnę - mówiąc wstał i skierował się w stronę okna.
- Czy nie możesz chociaż normalnie wyjść. - Wskazałam w stronę drzwi, dając mu do zrozumienia co mam na myśli. - W końcu chyba po coś one tu są, a następnym razem jak będziesz miał ochotę na odwiedziny to masz wejść i wyjść po ludzku.
- Tak, tak zrozumiałem. Do jutra - powiedział i znikną w ciemności, a ja zamknęłam za nim okno.
- Widziałeś to Neko, on totalnie mnie olał. Pff co za facet, czasem mam go dość, ale potrafi być miły. Poza tym... Zaraz czy on powiedział, że jutro jest trening? - Kot spojrzał na mnie wielkimi oczami i miauknął, jakby potwierdzając moje słowa. - No nie, ale miałam spotkać się z Kate, a zabije mnie jak znowu się wymigam. Te dwa światy jednak zdecydowanie się ze sobą kłócą
Po tym położyłam się do łóżka i momentalnie zasnęłam.

     - Nie, nie i nie! - usłyszałam po raz kolejny z ust Kate i głośno westchnęłam. - Miałyśmy wyjść dziś razem i nie ma może być inaczej i tym razem żadne duchy, czy kosmici nam nie przeszkodzą.
- Ej no, to nie moja wina, że się tak złożyło. Za to przyjdź dziś do mnie, ja wszystko ci wyjaśnię, a nawet więcej. Zobaczymy się, tylko trochę później.
- Ekhem, czy ja wam nie przeszkadzam dziewczęta? - Obróciłyśmy się jak na zawołanie w stronę profesora, który patrzył na nas z nieciekawą miną.
- A skąd proszę pana, może pan mówić dalej - odpowiedziała moja przyjaciółka, a ja miałam ochotę plasnąć się w czoło, bo nie wiedziałam czy to szczyt odwagi, czy głupoty.
- Doprawdy pani Miller? Dziękuję za udzielenie pozwolenia. Jednak skoro jesteś taka pewna siebie to może przypomnisz o czym przed chwilą rozmawialiśmy?
- Ależ oczywiście mogłabym, ale nie chcę zabierać cennego czasu na powtarzanie tego, co pan przed chwilą powiedział. - Zamrugała dziewczęco rzęsami i uśmiechnęła się niby niewinnie.
- Jedyny czas jaki pani zabiera, to na dyskutowanie ze mną, ale na to zostawimy sobie parę minut po lekcjach. Zrozumieliśmy się - powiedział nauczyciel ucinając rozmowę. Kate chciała ciągnąć to dalej, ale szturchnęłam ją w bok.
- Daj już spokój, pogadamy wieczorem - szepnęłam i do końca lekcji starałam się być skupiona.
      Po zajęciach wyszłam ze szkoły, a przed bramą zobaczyłam Maxa. Obróciłam z irytacją oczami, na początku naszej znajomości byłam pełna podziwu i wdzięczności, ale im bliżej go poznawałam tym bardziej był wkurzający. Przyłaził kiedy chciał, a odgonić go było trudno.
- Co ty tu robisz? Znam drogę do agencji - mruknęłam do niego.
- Wiem, ale chciałem po prostu się z tobą przejść, nawet tego już nie mogę?
- Lisette? - Oboje obróciliśmy się na dźwięk mojego imienia, a kiedy zobaczyłam kto je wypowiedział, wciągnęłam głośno powietrze.
- Oh Jack...

Coś od Pauli:
 Mam totalną deprechę, cierpię z miłości, bo znalazłam się jakimś durnym trójkącie. Help plis ;-; Nie wiem jak to dalej będzie, wybaczcie.

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział XXI

 - Lisette - usłyszałam Maxa, a chwilę później z dużą siłą uderzyłam o ziemię, a przed oczami zatańczyły mi gwiazdy.
Było nieźle, gdy Max się zjawił zyskaliśmy przewagę nad dziewczyną. Przynajmniej w pewnym stopniu. Ona ma dusze do pomocy, a my wiemy jak z nimi walczyć. Myśleliśmy, że nie może pójść aż tak źle. Jednak poszło gorzej niż nam się wydawało. Zaatakowaliśmy ją razem i choć na początku szło dobrze to później wszystko się popsuło. To wyglądało tak jakby dziewczyna się z nami bawiła, a potem znudziło jej się to i zaczęła na poważnie. Nim się obejrzałam znów zwisałam, tym razem złapana za nogi, ale spotkałam się z ziemią szybciej niż bym chciała. Przez chwilę jeszcze leżałam chwytając łapczywie oddech.
- Hej nic ci nie jest? - odezwał się Max pomagając mi wstać.
- Wszystko w porządku, ale... Uważaj! - Popchnęłam go w bok, sama odskakując, gdy te dziwne ręce zaatakowały. - Nie ważne ile ich zastrzelimy i tak pojawiają się nowe!
Nagle usłyszeliśmy dzwonek telefonu. Spojrzeliśmy na siebie z Maxem, a potem na przeciwniczkę, która ze stoickim spokojem wyciągnęła komórkę, a potem odebrała.
- To nasza szansa, teraz - rzucił blondyn i oboje ruszyliśmy.
Przedarliśmy się przez las rąk. Co za ironia. Skutecznie uniknęła naszych bezpośrednich ataków. Nie chcieliśmy jej zabić, więc wszystko było zdecydowanie trudniejsze. Musieliśmy się dowiedzieć o niej i tej organizacji wszystkiego co się da.
- Przykro mi niezmiernie, ale niestety muszę was opuścić - powiedziała nadal unikając ciosów, a potem coś nas odepchnęło od dziewczyny na parę metrów. Spojrzała na nas z drwiącym uśmiechem, odwróciła się i zaczęła odchodzić.

Od razu poderwałam się z ziemi, ale Max mnie zatrzymał.
- Odpuść, załatwimy to później.
- A-ale!
- Musimy zawiadomić agencję, wszystko ustalić. Nie wiemy kim ona jest, ani czego chce, nie możemy teraz za nią ganiać. Ma przewagę - zakończył z ponurą miną. Widać, że jemu też się to nie spodobało, ale miał rację.
- Lisette! - Oboje odwróciliśmy się na dźwięk mojego imienia. Zobaczyłam Jacka biegnącego w naszą stronę i przypomniałam sobie coś ważnego. No tak, przecież ta dziewczyna zniszczyła moją randkę.
 - Jack, nic ci się nie stało? - Obejrzałam go dokładnie, szukając jakiegoś śladu.
- Nic mi nie jest, ale tamta... Co to do cholery było?! Co wy z nim zrobiliście - mówiąc to wskazał na Maxa i posłał mu wrogie spojrzenie.
- Z-znaczy to będzie długa droga i ciężko będzie ci to wytłumaczyć, ale trzeba popatrzeć na to z innej strony. Próbuję powiedzieć, że... - W tym momencie Jack po prostu runął jak długi na ziemię tuż przede mną, a ja stałam z otwartą buzią. -  Ja nie mogę, czy on właśnie odpadł?!
- Chciałbym, żeby tak było, ale niestety musiałem mu pomóc. - Pokazał mi pustą strzykawkę i zaczął podnosić nieprzytomnego chłopaka z ziemi.
- Ale czekaj! Coś ty mu zrobił?
- Nic, za chwilę się obudzi. Położymy go tam gdzie się radośnie rozłożyliście na tej randce, a gdy już wstanie to pomyśli, że to wszystko jedynie mu się przyśniło.
- Ha genialny plan! Że też ja sama na to nie wpadłam - odpowiedziałam z ironią. - Masz szczęście, że jestem optymistką i mam nadzieję, że ten twój plan wypali.
Wzięłam Jacka pod jedno ramię, a Max pod drugie i tak przeciągnęliśmy śpiącego aż do miejsca, w którym wcześniej leżeliśmy. Potem zerknęłam na swoje ubranie, które mówiąc lekko nie było w najlepszym stanie, więc wolałam już nie myśleć o mojej twarzy. Spróbowałam doprowadzić się do porządku. Wyjęłam z torebki szczotkę i ogarnęłam włosy, a później jako tako oczyściłam mundurek.
- Długo masz zamiar jeszcze tu stać?  - zwróciłam się do blondyna, który patrzył na to co robiłam.
- Nie, właściwie to już miałem sobie iść, ale na przyszłość trzymaj telefon przy sobie, bo następnym razem mogę nie zdążyć na czas. - Rzucił komórką w moją stronę, a ja ją złapałam.
- Będę pamiętać.
- W takim razie zwijam się - uśmiechnął się i odwrócił.
- Max zaczekaj - odezwałam się. - Ja... Dziękuję za pomoc.
- Nie ma sprawy.
Popatrzyłam jeszcze jak odchodzi, a potem położyłam się obok Jacka. Jesienny wiatr bawił się koronami drzew unosząc ze sobą pojedyncze liście. Słońce zaczęło powoli zachodzić i robiło się coraz chłodniej. Leżałam tak słysząc jak chłopak spokojnie oddycha i patrząc na szybko poruszające się chmury. Po chwili poczułam jak Jack porusza się, a serce odrobinę przyspieszyło. Bałam się czy on na pewno uwierzy w wymyśloną naprędce wymówkę.
- No proszę, śpiący królewicz wreszcie się obudził - powiedziałam podnosząc się na łokciu.
- Zaraz co się stało, gdzie jest ta dziewczyna? - Rozejrzał się zdezorientowany i w końcu spojrzał na mnie.
- Co? Jaka dziewczyna? - Zrobiłam obrażoną minę i usiadłam krzyżując ręce.
Chłopak się speszył, a ja w duchu zaczęłam wiwatować, że rozmowa poszła w tym kierunku. Lepiej być nie mogło.
- Znaczy... Ja tylko... A zresztą zapomnij o tym. - Podrapał się po głowie i również usiadł.
- Pff mam nadzieję, że nie robiłeś nic za moimi plecami.
- Ja? Nigdy bym nawet nie pomyślał. - Podniósł ręce w obronnym geście, a ja popatrzyłam na niego krytycznie.
- Przyjmijmy, że ci wierzę, a teraz chodźmy już, bo ściemnia się. - Stanęłam na nogi zadowolona z przebiegu sytuacji i spojrzałam wyczekująco na chłopaka.
- Już, już wstaję.
Znalazł się tuż przede mną, a ja zadarłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Pogłaskałam go po policzku, a on powiedział te magiczne słowa.
- Kocham cię Lisette. - Potem nasze wargi złączyły się, a troski całego dnia uleciały na skrzydłach motyla.


 Coś od Pauli:

Nie wiem co to ma być, a zwłaszcza ta końcówka. Jejku nigdy nie pisałam czegoś takiego, więc nie wiem jak to wyszło. Nie mam zamiaru robić z tego romansu, ale chcę, żeby się pojawił. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, tak samo jak terminu pojawienia się tego rozdziału. Pamiętajcie, że zawsze mogło być gorzej xD 
Dziękuję za wszystko <3 

środa, 28 października 2015

Rozdział XX

Ten dzień zaczął się okropnie. Zresztą jak każdy od kiedy skończyły się wakacje i musiałam wstawać o 7 rano. W dodatku po szkole musiałam zjawiać się w agencji i ćwiczyć oraz uczyć się, a potem wracałam do domu i też musiałam się uczyć. Zero czasu wolnego, nawet weekendy miałam zajęte. Na szczęście nic nie szło na darmo, dowiadywałam się wielu nowych rzeczy, a przynajmniej o duszach, bo o szkole to nie ma co mówić. Klasa druga liceum dopiero się zaczęła, a ja już mam dość. Wiedziałam jednak, że muszę się w końcu podnieść. Wyjrzałam spod pościeli i zerknęłam na budzik.
- Iść? Nie iść? Iść? Nie iść?
W końcu postanowiłam zwlec się z łóżka. Niechętnie poczłapałam do łazienki i załatwiłam poranną toaletę. Potem stanęłam przed szafą i wyciągnęłam jesienny mundurek. Pogoda coraz bardziej się psuła i częściej padało, robiło się też zimniej, ale w końcu był listopad. Pogłaskałam Neko i zeszłam na dół.
- Cześć ciociu - przywitałam się i zaczęłam pakować jedzenie.
- Hej skarbie, weź ze sobą parasolkę, bo wygląda na to, że dzisiaj też będzie padać.
- Tak wiem, wiem.
- Co chcesz dzisiaj na obiad? Klara wpadnie więc chcę wcześniej zrobić, później będzie tylko do podgrzania.
- Hmm może jakąś zupę, dawno nie jadłam pomidorowej. - Uśmiechnęłam się i skierowałam do wyjścia. - To ja lecę do szkoły. Narka.
-Wracaj szybko - usłyszałam tylko zamykając drzwi.
Spojrzałam w ciemne niebo i cicho westchnęłam. Tyle wydarzyło się przez ostatnie miesięce, że ciężko było mi to wszystko pozbierać w jedną całość. Ledwo co wyszłam przed bramę, a tam już czekał na mnie Jack.
- Cześć Lisette - powiedział i pocałował mnie delikatnie, na co ja się oczywiście zarumieniłam.
Nie byłam przyzwyczajona do takich gestów ze strony chłopaka, a zwłaszcza od niego.
- Hej Jack, dziękuję, że czekałeś. - Uśmiechnęłam się i niepewnie chwyciłam go za rękę.
Na co on również się uśmiechnął.
Chodziliśmy ze sobą już ponad dwa miesiące, a mimo to nadal ciężko było mi się do tego przyzwyczaić. Jednak, gdy Jack był blisko czułam kołatanie serca i rumieniłam się częściej niż zwykle, a gdy przytulał mnie czułam się bezpiecznie.
- Co robisz po lekcjach? - zapytał po dłuższej chwili milczenia.
- Dzisiaj w sumie nic, a co się stało?
- Może byśmy gdzieś wyszli, chodźmy do kina czy coś.
- No dobrze, ale ja wybieram film. - Ścisnęłam mocniej jego rękę.
Przez resztę drogi szliśmy w ciszy, ciesząc się sobą.
- Co ty na to, żeby zrobić dziś sobie wolne od szkoły?
- Oh nie, sprowadzasz mnie na złą drogę - zaśmiałam się, ale uważałam, że to nie najgorszy pomysł.
W końcu od dłuższego czasu nie miałam chwili dla siebie, a Kate i tak wysłałaby mi notatki.
- Wiesz, że to w cale nie jest zły pomysł - odezwałam się po chwili. - Jeden dzień nic nie zmieni, a wszystko jest lepsze od siedzenia w klasie. Tylko od czego by tu zacząć.
- Ja już coś wymyślę - roześmiał się i pociągnął mnie za sobą.
 ~*~ Parę godzin później ~*~
Leżeliśmy na polanie pośród drzew, patrząc w błękitne niebo, po którym przemykały białe obłoczki.
Usiadłam i spojrzałam na zachodzące słońce.
- Wiesz Jack - zaczęłam cicho, zerkając na chłopaka. - Kocham cię.
 - Ja ciebie też Lisette. - Podniósł się i przytulił mnie.
- No proszę, proszę, jakie to było słooodkie - usłyszeliśmy i obejrzeliśmy się.
Za nami stała dziewczynka, a przynajmniej na pierwszy rzut oka tak wyglądała. Jej strój w ogóle do niej nie pasował. Suknia jak na jakiś bal z koronką, ale potem moją uwagę coś zwróciło. Jej oczy, a mianowicie jej tęczówki. Były inne. 
- Kim jesteś? - zapytałam, mimowolnie przyjmując pozycję do walki.
- Nie musisz wiedzieć kim ja jestem, grunt, że wiem kim ty jesteś. Jesteś nam potrzebna i właśnie to mnie wybrano, abym cię sprowadziła Lisetto Scarlet. Wybieraj, pójdziesz po dobroci, czy będę musiała użyć siły?
- Zaraz, zaraz co tu się dzieje? Nic nie rozumiem - wtrącił Jack, a to było ostatnie czego potrzebowałam.
- Ja też nie, ale wypadało by się zorientować. Słuchaj - zwróciłam się do dziewczyny. - Nie mam pojęcia co tu robisz, ani dlaczego mówisz w liczbie mnogiej, ale nie zamierzam nigdzie iść.
- No cóż, a liczyłam, że jednak pójdziesz grzecznie, ale dla mnie to nie robi żadnej różnicy...
- Hej Jack - szepnęłam, gdy mój przeciwnik zaczął monolog. - Jak tylko dam ci znak masz uciekać, a ja postaram się ją przytrzymać. Weź moją torbę, w środku jest telefon. Wybierz numer Maxa i powiedz mu gdzie jesteśmy. 
- Nie myślisz chyba, że cię tu zostawię. Nie ma mowy! - krzyknął, zaciskając dłonie w pięści.
- Gołąbeczki, skończyliście już? Zmęczyło mnie czekanie.
- Oh przepraszam, ale znudziło mi się twoje gadanie - odpowiedziałam jej ironicznie, posyłając wrogie spojrzenie.
- Skoro gadanie ci przeszkadza, możemy zacząć inną część zabawy - mówiąc to, z ziemi wokół niej wyrosły ręce i rzuciły się w naszą stronę.

 - Jack już! - krzyknęłam, popychając go w stronę moich rzeczy, a sama stworzyłam barierę.
Jednak nie była ona żadną przeszkodą dla tego czegoś. Złapały mnie za ręce, nogi i szyję.
- Lisette! - usłyszałam i spróbowałam się odwrócić w stronę głosu.
- Twój kochaś chyba chce ci pomóc - zaśmiała się dziewczyna i już wiedziałam co planuje.
- Jack, idioto! Biegnij i dzwoń w końcu, bo sami sobie nie damy rady! - wykrzyczałam, zanim jedna z łap zacisnęła się mocniej na mojej szyi.
- Cicho bądź, niegrzecznie jest przeszkadzać.
Powiedziała co wiedziała. Musiałam szybko coś wymyślić, może Jack już dzwonił, ale ja nie mogłam złapać tchu. Co robić? Nie umiałam nawet aktywować pełni mojej mocy. Jedyne czego się nauczyłam, to tej mizernej bariery i obrony prze opętaniem przez duszę, ale ta dziewczyna jest z pewnością żywa. Spróbuję chociaż odciągnąć jej uwagę od chłopaka.
- H-hej... khh... s-słuchaj - zaczęłam, a dłoń na mojej szyi poluźniła się. Wzięłam głęboki wdech. - Po co jestem ci potrzebna? W ogóle skąd ty jesteś.
- Mówiłam już, ale widzę, że jesteś na tyle głupiutka, że nie umiesz łączyć faktów. 
Widocznie musiała o tym wspominać, gdy rozmawiałam z Jackiem. 
- Agencja Ghost... tfu... ta banda, która nie umie wykorzystać potencjału, jaki drzemie w duszach. Spójrz jak łatwo można nad nimi panować, choćby te, które cię trzymają. Oni chcą je odsyłać na drugą stronę, uwalniać... Ale my, my ich używamy do wyższych celów, a ty jesteś nam niezbędna do dalszej pracy. Jednak, nie marnujmy już czasu, bo reszty i tak dowiesz się na miejscu.
- Nad duszami nie da się do końca zapanować. Nigdzie z tobą nie pójdę!
- Puszczaj ją - usłyszałam za sobą głos, a potem strzały.
Trafiły one w ręce, które mnie trzymały. Natychmiast zniknęły, a ja byłam wolna.
- Max, nareszcie!
Coś od Pauli: 
Ta daaaam! Miałam mieć wolne tylko w wakacje, ale się przeciągnęło xD Jednak już jestem z nowym rozdziałem. W sumie na początku zamysł był zupełnie inny, ale wyszło jak wyszło. Dzięki, że czekaliście tyle czasu ^u^ Mam nadzieję, że się spodoba.


wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział XIX

Obudził mnie ból w lewym ramieniu, był nieznośnie pulsujący i drażniący. Powoli otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to twarz Maxa tuż nad moją.
- Wiesz co to przestrzeń osobista? - zapytałam, a chłopak nadal się na mnie gapił z bliskiej odległości. - Mam gdzieś pryszcza czy coś?
- Nie, tak po prostu chciałem przyjrzeć ci się z bliska. - Odsunął się i usiadł na końcu łóżka. - Nie było tak strasznie prawda? Już jest po wszystkim.
- Tak, ale ramię mnie boli - powiedziałam i podniosłam się do pozycji siedzącej rozglądając się po pokoju.
Rozpoznałam od razu te sterylnie białe ściany, widok z okna i ogólny wygląd. Tutaj wylądowałam po ataku demonów w moim domu. Nic się nie zmieniło. Czemu mnie to nie dziwi? Zerknęłam na obandażowane ramię i lekko je pogłaskałam. Zastanawiałam się jak ja to teraz wytłumaczę cioci, zresztą wymyśli się coś na szybko i nie będzie problemu.
- Hej, a która godzina? Pewnie już dawno powinnam być w domu. - Rozejrzałam się w poszukiwaniu zegarka, ale ściany były oczywiście puste.
- Szczęśliwi czasu nie liczą, ale jak bardzo chcesz wiedzieć to dochodzi 16, nie jest tak późno. Słońce jeszcze wysoko świeci, a poza tym skoro już się wyspałaś to mam coś dla ciebie - mówiąc to schylił się i wyciągnął parę dość grubych książek. - Z tego będziesz się uczyć. Zabierasz wszystko do domu i tam dokładnie czytasz, notujesz ważne rzeczy i ogólnie zapamiętujesz.
- Chyba żartujesz, jak mam się z tym zabrać, a poza tym w życiu nie zapamiętam tyle materiału. Co to ma w ogóle być? Jakaś szkoła? - Spojrzałam na niego z oburzeniem, wertując pierwsze tomiszcze.
- Poniekąd też. Włożę ci to wszystko do torby, a na razie pójdziemy zapoznać się z resztą drużyny. - Wstał z łóżka i spakował książki.
-Ahh no tak wspominałeś coś. Każdy członek grupy ma przypisany numer, tak? W sumie jaki ty masz?
Ściągnęłam z siebie kołdrę i zsunęłam nogi na ziemię. Gdy wstałam odrobinę zakręciło mi się w głowie, ale trwało jedynie sekundę. Wzięłam jeszcze tylko z kąta moją deskorolkę i po chwili wyszłam z pokoju razem z Maxem. Przeszliśmy przez kuchnię i udaliśmy się korytarzem w nieznaną mi stronę.
- Ja mam numer dwa, a ty cztery. Właśnie tyle osób jest w naszej drużynie, do tej pory pracowałem sam, ale teraz będziemy już w parach. Będziemy dostawać różnego rodzaju zadania, niektóre mogą wydawać się nawet beznadziejne, ale niestety trzeba się zająć wszystkim. Dostajemy raczej te łatwe, bo trudniejszymi przypadkami zajmują się zawodowcy, ale co ja ci będę tłumaczył. Wszystkiego dowiesz się wkrótce - zakończył z podejrzanym uśmiechem, a ja nie wiedziałam czy mam się bać czy cieszyć.
Dalej szliśmy w milczeniu, a mi w tym czasie do głowy znów powróciły myśli pełne wahania i niepewności. Czy dobrze zrobiłam? Może nie powinnam dołączać... Jeśli coś mi się stanie, albo ucierpi ktoś inny? Ciocia, Katie. Przerwało mi głośne trzaśnięcie drzwiami tuż przede mną. Na środku korytarza stanęła dziewczynka z pluszakiem. Spotkałam ją w kuchni pierwszego dnia i nie wywarła na mnie dobrego wrażenia, ale postanowiłam zacząć wszystko od początku, bo może wcale nie jest taka zła.
- Pewnie pamiętasz Charlie. Ona ma numer trzy, zwykle jest miła, ale miewa swoje humorki - odezwał się Max i poklepał blondynkę po głowie.
- Hej, fajnie cię znowu widzieć. Jestem Lisette. - Uśmiechnęłam się i podeszłam do niej.
- Tak, mi też. Sory, ale jestem trochę zmęczona. Pogadamy później. - Zrobiła skwaszoną minę i machnęła ręką, mijając nas.
- Pewnie niedawno wróciła, wybacz jej - uśmiechnął się przepraszająco. - Wiesz może gdzie jest Kevin? - zwrócił się do dziewczynki.
- Składał raport niedawno, a teraz chyba wyszedł po coś tam - odpowiedziała tylko i ruszyła dalej w kierunku kuchni.
- No to dobrze się składa. Akurat pójdziemy do wyjścia to może się na niego natkniemy.
Ruszyliśmy dalej korytarzem, a ja rozglądałam się i doszłam do wniosku, że ta część wygląda na najzwyklejszy dom. Tylko czy oni tu wszyscy mieszkają? Jeśli tak to co się stało z rodzicami? Spojrzałam kątem oka na Maxa i zastanawiałam się co mogło mu się przydarzyć. Może ja też będę musiała tu zostać, chociaż ta opcja mi się nie podobała. Chłopak zauważył, że patrzę na niego więc szybko odwróciłam wzrok.
- Coś się stało? - zapytał z troską w głosie.
- Nie, nic. Po prostu to wszystko jest takie dziwne i nowe. Zastanawiałam się jak będzie to wyglądać. Znaczy praca tutaj - odpowiedziałam i sięgnęłam do ramienia z chipem.
- Nie martw się. Ja też strasznie się bałem pierwszego dnia. Zwłaszcza, że byłem dużo młodszy od ciebie. Można się do tego przyzwyczaić po jakimś czasie. - Otworzył żelazne drzwi kartą i weszliśmy do recepcji agencji.
Nie było zbyt wielu osób. Parę kobiet za długą ladą, rozmawiających przez telefony, które co chwilę dzwoniły. Ciekawiło mnie co one robią, stwierdziłam, że będę musiała sporo dowiedzieć się o funkcjonowaniu całego ośrodka.
Wyszliśmy na zewnątrz, a Max rozejrzał się wokół. Po chwili szturchnął mnie i wskazał na chłopaka idącego w naszą stronę. Od razu zauważyłam różnobarwne tęczówki więc pomyślałam, że to musi być członek naszej grupy z numerem jeden.
-  Cześć, a więc to jest ta nowa o której ostatnio było tak głośno. W sumie spodziewałem się kogoś innego słuchając plotek na temat twoich...
- Tak Lisette to jest właśnie Kevin - przerwał mu Max, patrząc na niego stanowczym wzrokiem. - Potrafi być irytujący i straszny z niego idiota, ale można z nim wytrzymać.
- Ona nie wie? Hahaha to dopiero. No cóż miło cię poznać nowa, życzę ci miłej pracy z nami.
- Dź- dzięki - odezwałam się niepewnie, myśląc co mogła oznaczać wymiana zdań przed chwilą. O czym nie wiem?
- Poznałaś już członków naszej grupy więc w sumie już wszystko załatwione. Witamy w agencji Ghost - powiedział i uśmiechnął się szeroko.

Coś od Pauli:
No jedziemy dalej. Jejkuniu to już prawie dwadzieścia rozdziałów O.O Ach jak ten czas szybko leci, zaczęłam prowadzić bloga ponad rok temu, uwierzycie w to? Cieszę się, bo zauważyłam nowe komentarze i po prostu nie mogłam opanować euforii ^u^ Dziękuję bardzo <3 Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, a następny będzie już w wakacje. Dzięki za wszystko!


poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział XVIII

- Nie, nie zaciągniesz mnie tam nigdy! - Kate ciągnęła mnie za rękę pod bramę szkoły.
Byłyśmy już prawie na miejscu, wiedziałam, że już nie dam rady się wymigać.
- No dawaj Lisette, już praktycznie jesteśmy, nie zachowuj się jak dziecko.
- Dobra już uspokajam się, tylko mnie puść. - Gdy tylko to zrobiła odwróciłam się, ale musiała to przewidzieć, bo złapała mnie za kołnierzyk.
- Okej rozejm, idę grzecznie. - Poddałam się i poszłam posłusznie za nią z ponurą miną.
Zatrzymałam się przed bramą i niechętnie spojrzałam na budynek. Pomyślałam, że wakacje zawsze trwają za krótko, choćby nawet minął rok to i tak nie polubię szkoły.
- Idziesz? - Kate odwróciła się, a ja westchnęłam i razem, ramię w ramię wkroczyłyśmy na teren placówki.
 - Skoro znacie już swoje plany zajęć i wybraliście przynajmniej jedne zajęcia dodatkowe, możecie wracać do domów. Dziękuję za uwagę i widzimy się jutro rano. Do widzenia - usłyszałam i prawie biegiem wyszłam z klasy.
Czekałam na Kate przed bramą i patrzyłam na mijających mnie uczniów. Dziewczyny ze starszych klas wracały w grupkach śmiejąc się, a ja zastanawiałam się jak można być radosnym w pierwszym dniu nauki. Jeszcze raz spojrzałam na budynek. Nasza szkoła była dość duża, podzielona na dwa sektory. Otworzono ją dość niedawno, dlatego była jedną z nowocześniejszych placówek i co roku przybywało do niej coraz więcej osób. Westchnęłam cicho i zaczęłam znów wypatrywać przyjaciółki. Wyszła z budynku i uśmiechnęła się do mnie, a po chwili stanęła obok.
- I co, nie było tak źle, prawda?
- Ehh no to dopiero początek, jutro będzie gorzej. Nie wracamy dzisiaj razem, bo muszę załatwić pewną sprawę. - Poruszyłam znacząco brwiami, a ona wiedziała o co chodzi.
Tak właśnie ją okłamałam, ale nie mogłam jej powiedzieć prawdy. Nie teraz. Myślała, że będę pomagać jakiejś zbłąkanej duszy. Pożegnałyśmy się, ona zadzwoniła po mamę, a ja wskoczyłam na deskorolkę i ruszyłam do Agencji Ghost. Wspominałam, że ta nazwa jest beznadziejna? Jest beznadziejna. Jazda w spódnicy nie należy do najprzyjemniejszych, ale miałam się tam stawić od razu po szkole, więc nie mogłam się przebrać. Po paru minutach byłam już na miejscu, a przed wejściem czekał na mnie Max.
- Cześć - powiedział na przywitania. - Słuchaj ja chciałem przeprosić za wczorajszą akcję, no wiesz. Trochę mnie poniosło.
- Hmm serio? - Położyłam ręce na biodra i patrzyłam na niego krytycznie.
- No tak, a poza tym w samym ręczniku wyglą... - przerwał mu mój łokieć w jego brzuchu.
- Jeszcze słowo, a ci nie wybaczę. - Wyminęłam go i ruszyłam do wejścia.
- Przepraszam, nie chciałem po prostu byłem trochę wkurzony z powodu Jacka i... fuck. - Ugryzł się po chwili w język, ale ja wiedziałam co usłyszałam.
- Co powiedziałeś, jak to z powodu Jacka? Co masz na myśli?
- Znaczy n-no ten... Chodź, bo się spóźnimy. - Popchnął mnie w stronę holu, ale ja odwróciłam się i spojrzałam na niego z powagą.
- Nie Max, mów! Teraz!
- Tak śledziłem was. Już zadowolona?! To chciałaś wiedzieć? - Tym razem on wyminął mnie, wkładając ręce w kieszenie.
Wyglądał na wkurzonego mimo, że ja powinnam być na niego zła.
- Czemu? Wytłumacz, dlaczego to robiłeś? - Złapałam go za ramię i zatrzymałam.
- Musiałem cię pilnować, pamiętasz co się stało tak niedawno u ciebie w domu. Nie chciałem by to się powtórzyło, a ta rozmowa...
- Wiesz wystarczy, że miałabym twój numer, mogłabym zadzwonić w każdej chwili, a ty nie musiałbyś za mną łazić - powiedziałam pojednawczo, bo zrozumiałam, że zrobił to dla mojego dobra.
Nie odpowiedział nic, tylko dalej szedł przed siebie. To było niesprawiedliwe. Czemu to ja mam poczucie winy, mimo, że to on mnie śledził i drażnił, gdy byłam w ręczniku. Szłam za nim najpierw przez długi hol o kremowych ścianach, potem weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia przypominającego trochę poczekalnie, gdzie zostawiłam moją deskorolkę. Mieli nawet akwarium z rybkami. Poszliśmy dalej korytarzem do windy. Weszliśmy do środka i zaczęliśmy jechać w dół.
- Tak w ogóle gdzie mnie zabierasz? - zapytałam po dłuższej chwili milczenia.
- Zobaczysz jak będziemy na miejscu. Parę osób z tobą pogada, dostaniesz masę książek i rozkład zajęć. Oczywiście jeżeli cię zaakceptują, ale to tylko formalność, bo biorą każdego po kolei kto wykazuje zdolność widzenia dusz. Nie masz się czego bać, znaczy nie tutaj. Będę obserwować wszystko z balkonu więc będzie dobrze. - Nareszcie uśmiechnął się, a potem winda się zatrzymała.
- No to idziesz prosto do tamtych drzwi, a ja idę na górę. Powodzenia. - Puścił mi oko i skierował się w stronę schodów.
Ja podeszłam kawałek do stalowych drzwi, myślałam, że będą ciężkie do otworzenia, jednak zaczęły się uchylać jak tylko wyciągnęłam rękę w stronę klamki. Gdy otworzyły się całkiem wkroczyłam do ogromnego pomieszczenia. Było naprawdę duże, coś na kształt auli, ale jednocześnie puste i wykonane z metalu czy czegoś podobnego. Na krzesłach na środku sali siedziały trzy osoby.
- Lisette Scarlet, podejdź tu. - Głos rozniósł się echem po pomieszczeniu, a ja spojrzałam w górę.
Na balkonie stał spokojnie Max, uniósł kciuk i uśmiechnął się przyjacielsko. Podeszłam niepewnie do ludzi i stanęłam przed nimi. Byli to dwaj mężczyźni i kobieta. Ubrani w biurowe ciuchy z emblematem agencji na piersi, który przedstawiał  łańcuch oplatający literę G. Nie wyglądali na starych, bo dałabym im nie więcej niż 30 lat, oprócz osoby w środku. Ten facet mógł dobijać do pięćdziesiątki, siwe pasma zaczęły pokrywać jego ciemne włosy, ale jego oczy były odrobinę straszne. Zielone spojrzenie przeszywało mnie na wskroś, patrzył na mnie krytycznie, stukając długopisem o notatnik. 
- Dzień dobry - przywitałam się grzecznie i czekałam na odpowiedź.
- 16 lat, urodzona 24 grudnia, tak? - zapytał mężczyzna na środkowym krześle.
- Zgadza się.
- Widzisz dusze zmarłych od urodzenia, gotowa wstąpić do agencji, żeby pomagać dobrym i zwalczać złe. Otrzymaliśmy już raport potwierdzający twoje umiejętności, nie musisz niczego udowadniać. Możesz dołączyć do naszej agencji, jeżeli chcesz, ale odwrotu nie będzie. Zastanów się dobrze.
- J-ja chcę dołączyć. Dotąd nie wiedziałam, że są inni tacy jak ja, a teraz gdy już wiem to nie chcę się odciąć. Będę robić to co do mnie należy - powiedziałam po chwili i uśmiechnęłam się lekko.
- Dobrze przydzielimy cię do odpowiedniej grupy, dostaniesz prywatnego nauczyciela dopóki nie opanujesz wszystkiego i oczywiście niezbędny będzie także czip kodujący - zakończył i wstał z krzesła.
Jaki czip? Nie rozumiałam o co chodzi, ale ta ostatnia część odrobinę mnie przeraziła. Spojrzałam w górę na chłopaka, a on miał nieciekawą minę, jednak gdy zobaczył, że na niego patrzę szybko się poprawił.
- Max zejdź tutaj i zaprowadź dziewczynę w odpowiednie miejsce - powiedział mężczyzna i odszedł z pozostałą dwójką.
- Zaraz, to już tyle?! - zapytałam zaskoczona, bo spodziewałam się zupełnie czegoś innego.
Jednak odpowiedziało mi własne echo. Zostałam sama w dziwnym pomieszczeniu, zastanawiając się gdzie jest blondyn, na szczęście po chwili był już na dole i podszedł do mnie. Zapytałam się go od razu o czipy, bo to mnie najbardziej dręczyło.
- To w sumie nic strasznego. Każdy członek danej grupy ma przydzielony numer, który nie tylko ułatwia zakodowanie w bazie, ale również ma różne dodatkowe funkcje, jak coś w rodzaju GPS i takie tam. Nie bój się to wcale nie jest takie złe, nic nie poczujesz przy wszczepianiu, może jedynie trochę boleć przez parę godzin, ale później o nim zapomnisz.
- To nie brzmi zbyt obiecująco. - Przeszły mnie ciarki na myśl o wszczepianiu czegoś do mojego ciała.
Poszliśmy do windy, mijaliśmy kolejne drzwi, a ja szłam w ciszy za chłopakiem, aż doszliśmy do oddziału szpitalnego, jak przeczytałam na drzwiach. Wyglądał jak najnormalniejszy szpitalny korytarz, tylko że bez pacjentów.
- To tutaj. - Stanęliśmy przed drzwiami, a ja trochę się denerwowałam.
- Możesz wejść ze mną? - zapytałam nie patrząc na niego.
- Czyżbyś bała się szpitali? - powiedział rozbawiony i pociągnął klamkę.
- Nie tylko, no to wszczepianie! Nazwa sama w sobie jest straszna. Jakoś to przetrwam, ale będzie fajnie jak zostaniesz obok mnie.
- Właź już - roześmiał się i wszedł za mną do gabinetu.
Wtedy już miałam złe przeczucia, bo po co tu stół chirurgiczny. Gdzie oni mi będą tego czipa wszczepiać? Takie coś musi boleć.
- A więc to jest Lisette. Miło mi cię poznać, jestem doktor Annie Yuzawa. - Młoda kobieta o ciemnych włosach i jasnych oczach wyciągała do mnie dłoń. Wyglądała przyjaźnie, a gdy się uśmiechnęła w jej policzkach ukazały się dołeczki.
- Mi także miło. - Potrząsnęłam jej dłonią i zrobiło mi się raźniej.
- Gotowa? - Założyła rękawiczki i spojrzała wyczekująco.
- Chyba tak, chociaż w sumie nie jestem pewna. - Patrzyłam jak bierze igłę do rąk i sprawdza czy działa.
 - Proszę połóż się na stole i rozluźnij. Zaraz poczujesz delikatne ukłucie, a później zaśniesz więc nie musisz się niczym przejmować, bo jak się obudzisz będzie już po wszystkim - zakończyła z uśmiechem, trzymając w ręku igłę.
Zrobiłam tak jak prosiła. Patrzyłam na Maxa, który usiadł obok na krześle, podczas gdy lekarka obmywała mi czymś ramię. Później tak jak wspomniała poczułam ukłucie, a chwilę później powieki zaczęły mi opadać. Nie walczyłam z tym i zasnęłam na dobre.
Coś od Pauli:
Leń totalny mnie wziął -.- Nie chciało mi się pisać, a jak już przemogłam się to nie chce mi się sprawdzać xD Weny brak, ale udało mi się coś napisać. To już jesteśmy chyba mniej więcej w połowie tego co mam zamiar zrealizować ^u^ Powoli do przodu.