środa, 28 maja 2014

III

Wracałam sobie kulturalnie do domu, gdy nagle zaczął padać deszcz. W sumie to całkiem normalne w lato że pada, więc przyspieszyłam kroku. Wiadomo, że o tej porze roku bywają burze, a ja miałam jeszcze kawałek drogi do przejścia. Po pięciu minutach zaczęło porządnie lać, a ja nie przygotowana na taką ewentualność w krótkich spodenkach i bluzce biegłam, starając się nie wywalić. Ostatnia ulica, na jej końcu znajdowało się moje mieszkanie, ale to była zwykła droga, nie wyłożona kostką czy jakimkolwiek chodnikiem. Wszędzie błoto i płynące strumyczki wody, ostatnia prosta, przyspieszyłam. To oczywiście musiało się wydarzyć, poślizgnęłam się, a następnie jak długa wylądowałam w błocie.
- No pięknie - mruknęłam i podniosłam się.
Potem już wcale się nie spieszyłam, bo i tak byłam cała mokra i w dodatku ubłocona. Do domu brakowało mi jakiś pięciu minut, a deszcz częściowo zmywał ze mnie brud. Szłam tak powoli, gdy zauważyłam jakiegoś chłopaka siedzącego tak po prostu w tym deszczu.
Spojrzałam na niego, ale on chyba mnie nie widział, albo po prostu ignorował. Jeszcze przez chwilę mijając go patrzyłam jak siedzi, a na ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotkały. Odwróciłam głowę i szłam dalej. W końcu po paru minutach weszłam na podwórko i westchnęłam z ulgą. W kuchni paliło się światło, więc ciocia musiała robić sobie herbatę na wieczór.
- Wróciłam. - Krzyknęłam otwierając drzwi.
Zdjęłam całe przemoczone i brudne buty, a w tym czasie przyszła ciocia.
- Lisette jak ty wyglądasz, szybko przebierz się, bo zaraz będziesz chora. - Zaczęła na przywitanie.
- Tak wiem już idę - mruknęłam tylko i szybko, żeby zbytnio nie nabrudzić pobiegłam do łazienki.
Rozebrałam się i zaczęłam puszczać wodę czekając na ciepłą. Gdy ta już zaczęła lecieć, weszłam i wzięłam długi i gorący prysznic. Potem załatwiłam resztę wieczornej toalety i w ręczniku poszłam do mojego pokoju. Przebrałam się w piżamę i postanowiłam zrobić sobie herbatę, ale ciocia mnie ubiegła. Weszła do mnie niosąc gorący napój w moim ulubionym kubku.
- Ooo dziękuję, zawsze wiesz czego potrzebuję - powiedziałam z uśmiechem biorąc picie.
- Teraz lepiej wskakuj pod kołdrę, żebyś zaraz się nie przeziębiła. Cała mokra wróciłaś do domu. 
- Ładna pogoda była rano, skąd mogłam wiedzieć, że będzie padać. Poza tym ja nie choruję.
- Tak, tak pożyjemy zobaczymy. - Pocałowała mnie w czoło i wyszła z pokoju.

Ja natomiast łyknęłam herbatki i weszłam do łóżka. Odpaliłam laptopa i wstukałam w wyszukiwarkę pytanie. Musiałam znaleźć zabójcę tej dziewczynki, w końcu jej to obiecałam. Szukałam potrzebnych informacji, popijając napój. Po godzinie oczy zamykały mi się i zaczęłam robić się senna. Powieki coraz bardziej opadały. Wyłączyłam więc laptopa i zaraz wpadłam w objęcia Morfeusza.

Promienie słońca nieznośnie świeciły mi prosto w twarz. Nie chciało mi się wstawać, ale nie mogłam dłużej wytrzymać z tym światłem. Uchyliłam jedno oko, ale zaraz je zamknęłam.
- Nie jednak nie wstaję - mruknęłam i schowałam się pod kołdrę.
Było tam ciemno i cicho, ale też duszno. Po kilku minutach postanowiłam zasłonić okno.Wyczołgałam się powolnie i niczym jakiś zombie podeszłam do okna. Podniosłam rękę, żeby chwycić za zasłonkę, gdy za szybą zobaczyłam kogoś wpatrującego się we mnie.
- Aaaaa!- Pisnęłam i odskoczyłam potykając się o coś leżącego na podłodze.
Oczywiście wylądowałam na ziemi. Szybko spojrzałam w stronę okna, ale nikogo tam nie było. Pod nogami miałam moją deskorolkę, którą położyłam tam po przyjściu do domu. Nawet dobrze nie przyjrzałam się tej osobie, nie wiem kto lub co to było.
- Albo mi się przywidziało, albo jakiś zboczeniec siedział mi za szybą, albo ktoś pilnie potrzebuje pomocy. - Zaczęłam wyliczać znów podchodząc do okna.
Otworzyłam je i wyjrzałam rozglądając się po okolicy, ale nikogo nie zauważyłam. Wzruszyłam ramionami, zamknęłam okno, zasłoniłam i wskoczyłam do łóżka. Jeszcze tylko zerknęłam na zegarek i natychmiast wstałam.
- Kurde, kurde, kurde. - Krzyczałam biegając po pokoju i ubierając się najszybciej jak mogłam.
Była już 8.39 a ja potrzebowałam co najmniej piętnastu minut na dojechanie do pracy. Zbiegłam po schodach do kuchni i w locie chwyciłam kanapkę, która była naszykowana na stole.
- Wychodzę! - Krzyknęłam i wybiegłam z domu.
Jak zwykle musiałam kawałek przebiec zanim trafiłam do drogi z normalnym chodnikiem. Po wczorajszej ulewie zostały kałuże więc musiałam uważać, żeby w żadną nie wpaść.
Jakimś cudem na miejsce dojechałam na czas. Chyba ktoś nade mną czuwał, bo to był po prostu cud, że się nie spóźniłam. Szybko weszłam do Frutti i przebrałam się w firmowy strój. Reszta pracy minęła jak zwykle. Nie muszę się tu chyba zbytnio rozpisywać skoro nie było nic ciekawego. Po całym dniu darmowe lody. Czekałam na Kate na parkingu, a ona po chwili wyszła ze sklepu.

- No to co idziemy - powiedziała i ruszyła pewnym krokiem przed siebie.
- Gdzie?- Próbowałam się jeszcze wywinąć chociaż wiedziałam, że to raczej na nic, przecież wzięłam nawet torbę z kostiumem i ręcznikiem.
- Hahaha, ale śmieszne- powiedziała z ironią. - Chodź.
Pociągnęła mnie za rękę w stronę centrum.
- No dobra, dobra - mruknęłam zrezygnowana.
Razem poszłyśmy na basen.

środa, 21 maja 2014

II

Spojrzałam na obracającą się karuzelę i uważnie rozejrzałam.
- Lisette, czy tam coś jest, proszę powiedz mi, że to był wiatr - powiedziała cicho Kate. - Ja się tylko zgrywałam.
- Hej czego się boisz, ja tu niczego nie widzę - mruknęłam i też pomyślałam, że to wiatr.
- Kurde przez ciebie normalne rzeczy, biorę za nienormalne. - Blondynka westchnęła z ulgą.
- Co przeze mnie, nie moja wina, że tak od razu panikujesz.
- No dobra trochę mnie poniosło, ale tak czy inaczej, gdyby nie ty, to nawet nie wiedziałabym o istnieniu duchów.
- Ej przecież sama... aaaaa!!!- krzyknęłam, gdy tuż obok mnie pojawiła się duszyczka.
Wyciągnęła małą dłoń w moją stronę jakby chciała mnie chwycić, a potem zniknęła.

  
- Aaaaaaa!!! - zawtórowała mi Kate i spadła z huśtawki.
- Czego się drzesz?- Zapytałam z przestrachem, rozglądając się.
- No bo ty zaczęłaś krzyczeć, mówiłaś, że nikogo nie widzisz.
- Bo nie widziałam, cicho bądź muszę ją znaleźć.
- No ja tu zawału prawie dostałam, a ty mnie uciszasz - mruknęła niezadowolona Miller otrzepując spodnie.
- Ta mała jest poważnie zła, lepiej szybko ją uspokoić.
W tej chwili zauważyłam dziewczynkę, która patrzyła na mnie złowrogo z piaskownicy.
- Hej chcę ci pomóc. - Zdążyłam powiedzieć, ale duch już zniknął pojawiając się obok.
 - Zostaw mnie - usłyszałam i znowu straciłam ją z oczu.
Takie duchy nie trafiają się często, a w szczególności dzieci.
- Lisette to jest trochę przerażające wiesz. - Blondynka zbliżyła się do mnie.
- Nie pomagasz. - Zaczęłam nerwowo szukać wzrokiem dziewczynki, jednak ona sama do mnie przyszła.
Niepewnie kucnęłam i spojrzałam w jej oczy, były straszne. Musiałam jej pomóc, ale najpierw musiałam dowiedzieć się jak jest przyczyna, że jest tutaj.
- Co ci się stało maleńka - powiedziałam przyjaźnie, mimo tego, że byłam trochę przestraszona.
- Nie pomożesz mi. 
- Spróbuję, ale muszę wiedzieć co się stało.
Dziewczynka odwróciła głowę, mój uśmiech chyba zbił ją z tropu.
- Nie możesz, nikt nie może.
- Taka mała osóbka jak ty nie ma zbyt dużych problemów.
Wiatr poruszył moimi włosami, a ja odgarnęłam je za ucho. Patrzyłam na duszyczkę, która analizowała moje słowa. Zastanawiałam się jak takie małe dziecko mogło zginąć. Ciekawiło mnie również to, co ona robi na tym placu zabaw.
- Moja mama...ona... - Zaczęła niepewnie co i raz spoglądając na mnie.
- Nie bój się ja mogę ci pomóc.
- Ona nie żyje, ja też umarłam, on nas zabił i też musi zginąć - powiedziała i zniknęła.
Zdziwiona podniosłam się i spojrzałam na Kate. Jak takie dziecko może chcieć śmierci drugiego człowieka.
- Ta mała jednak ma duży problem.
- Pomożesz jej? - zapytała przyjaciółka patrząc na karuzelę, jakby bała się, że zaraz zacznie się obracać.
- W tym wypadku będzie ciężko, ale nie mogę tego tak zostawić.
Dziecko zmaterializowało się obok mnie.
- Nie chcesz być ze swoją mamą? - Zapytałam poważnie, a duch spojrzał na mnie.
- Moją mamą?
- Tak, przecież chyba chyba chcesz się z nią zobaczyć.
- Gdzie ona jest?
- Czeka na ciebie, pewnie bardzo tęskni, ale nie możesz do niej iść dopóki nie przestaniesz być niegrzeczna. - Starałam się dobierać odpowiednio słowa i chyba mi się udało.
- Czeka na mnie...mam przestać być niegrzeczna, ale jak? - Zmarszczyła brwi i zastanowiła się.
- Musisz przebaczyć, osoba, która zrobiła wam krzywdę zasłużyła na karę, ale to nie zależy od ciebie, musisz iść dalej, a my się zajmiemy resztą. - Znowu przy niej kucnęłam.
Dziewczynka powoli zaczęła zmieniać się.
- Tak o to właśnie chodzi - powiedziałam radośnie.
- Muszę być grzeczna, ja chcę do mamy!- krzyknęła i rozbłysła światłem, które było widoczne tylko dla mnie. 
Zmrużyłam oczy i przyjrzałam się dziewczynce. Nie była już straszna. Wyglądała jak zwykłe, małe dziecko.
- Widzisz, tak jest lepiej, teraz możesz znaleźć mamusie. - Uśmiechnęłam się.
- Jak mam ją znaleźć?
- Odnajdź ją w sobie, pomyśl o niej, a na pewno znajdziesz. - Przyłożyłam swoją dłoń do miejsca gdzie powinno bić jej serce.
Zamknęła oczy i położyła swoje rączki na mojej, trzymanej na jej klatce piersiowej.
- Czuję ją, idzie po mnie. - Roześmiała się radośnie i odwróciła.
Zauważyłam jasne światło, a mała zaczęła biec w jego stronę, ale po kilku krokach odwróciła się i spojrzała na mnie.
- Dziękuję - powiedziała i wbiegła w światło. 
Upadłam na tyłek i westchnęłam z ulgą.
- Wiesz co Kate, małe dzieci są najstraszniejsze jak są złe.
- Chyba ja się ci na nic nie przydaje. - Wyciągnęła rękę i pomogła mi wstać.
- Przydajesz się, bo właśnie musisz mi pomóc, trzeba znaleźć mordercę.
- No chyba sobie żartujesz, jak my dwie mamy znaleźć kogoś kto zabił ludzi.
- Obiecałam to tej małej, zajmiemy się tym i będę miała spokojne sumienie, przecież wcale nie musimy go łapać wystarczy, że go znajdziemy i zadzwonimy na policję, a jak dobrze pójdzie to może on już siedzi w więzieniu.
- No dobra, ale nie pakujemy się w nic większego tak?
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się.
- Dobra chodźmy już do domu, śpisz dziś u mnie? - zapytała Kate ruszając w stronę furtki, a ja za nią.
- Nie dzisiaj nie mogę, ale może jutro od razu po basenie...- Zastanowiłam się.
- Ok, ale od razu mówię nie oglądamy horroru.
- Właśnie, że oglądamy. Ty wyciągasz mnie na basen, więc ja wybieram film - stwierdziłam radośnie.
- No dobra, ale ja będę oglądać tak jak zawsze.
- Aha ty to ''oglądasz'', że na pewno wszystko widzisz - mówiłam pokazując cudzysłów.
- Oglądam to co chcę i tyle. - Blondynka odwróciła głowę i strzeliła focha.
- No dobra niech ci będzie oglądaj jak chcesz, a ja już spadam narka- powiedziałam i skręciłam w drogę prowadzącą do domu.
- To do jutra. - krzyknęła Kate i ruszyła w swoją stronę. 

środa, 14 maja 2014

I

Nazywam się Lisette Scarlet jestem medium i wcale mi to nie przeszkadza. Cieszę się, że mogę pomóc duchom, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Zawsze staram się robić wszystko, aby pomóc tym duszom, które chcą przejść...jak to nazwać?...do nieba?...na drugą stronę? W każdym razie tam gdzie się idzie po śmierci. Jestem wyjątkowa i dobrze mi z tym. Teraz postanowiłam opowiedzieć, jak to wygląda z mojej perspektywy. Zapraszam, bądź częścią mojej historii.
- Ciociu dam radę, jeju nie jestem już dzieckiem. - westchnęłam po raz setny.
Mam już prawie 18 lat, a nadal traktuje mnie jakbym miała co najmniej osiem.
- Tak, tak wiem po prostu martwię się o ciebie i wolę upewnić się, że będziesz bezpieczna - powiedziała moja opiekunka, poprawiając mi bluzkę.
- Popracuję tam jeszcze tylko do końca tygodnia. - Spojrzałam mimochodem na zegarek i zaraz ruszyłam do drzwi. - Jakby coś się działo to dzwoń.
Wyszłam z podwórka i trzymając w jednej ręce deskorolkę, pomachałam cioci. Przeszłam kawałek drogi do chodnika i stanęłam na desce. Odepchnęłam się i pojechałam do Frutti. Po drodze niestety napotkałam zbłąkaną duszyczkę i musiałam jej pomóc, znaczy chciałam jej pomóc.
Gdy dojechałam w końcu na miejsce mojej pracy byłam już 20 minut spóźniona. Weszłam do środka i cichaczem próbowałam dostać się na zaplecze.
- Scarlet znowu spóźniona, co to ma być?- usłyszałam za plecami głos szefowej.
- Tak, tak przepraszam, to już naprawdę ostatni raz - powiedziałam pokornie i szybko czmychnęłam na zaplecze.
Założyłam firmowy kostium, czyli słodka różowa sukieneczka i kocie uszka, nie wiem czemu miało to służyć, ale się przyzwyczaiłam. Pracuję w Frutti od dwóch tygodni, ot zwykła kawiarenka z ciastkami, koktajlami, lodami i różnymi innymi słodkościami. Kate znalazła tę wakacyjną robótkę, obie stwierdziłyśmy, że popracujemy trochę, zarobimy, a później będziemy miały co wydawać.
- Hej znowu się spóźniłaś! Miałaś ''sprawę do załatwienia''? - powiedziała podkreślając ostatnie słowa.
- Tak, ale poszło mi wyjątkowo szybko - dodam, że Kate oczywiście znała mój sekrecik. - Dobrze jest jak nie muszę jeździć na drugi koniec miasta.
- Takie rzeczy to rób po pracy, a skoro już jesteś to zamówienia czekają. - Puściła oczko i wróciła do kasy.
Spojrzałam w stronę okienka i zauważyłam pełną tacę.
- No dobra idę, idę - westchnęłam marudnie i wzięłam się za robotę.
- Cześć Lisette! - usłyszałam głos dochodzący z okienka.
- Hejka Carl! - krzyknęłam w odpowiedzi.
Carl to fajny chłopak, pracuje w kuchni w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przygotowuje prawie wszystkie zamówienia sam, naprawdę to lubi i  w dodatku świetnie mu to wychodzi.
Obok zamówień leżały karteczki z numerami stolików. Podeszłam do najbliższego z listy i podałam dzieciom lody.
- Trzymajcie. - Uśmiechnęłam się przyjacielsko i poszłam dalej.
Tak minął prawie cały dzień. Wakacyjna praca od 9.00 do17.00, kończyłyśmy jak na zewnątrz jeszcze było jasno.
Tym razem wracałam z Kate przez miasto, jedząc lody.
- Ahh kolejny plus tej roboty, darmowe lody po każdej pracy - powiedziała moja przyjaciółka kończąc swoją porcję.
- Jeju, ale ty to szybko zjadłaś, gdzie ty to mieścisz? - zapytałam wesoło.
Kate podniosła bluzkę i spojrzała na swój brzuch, dźgając go palcem.
- Może nie rób striptizu w środku miasta.
- Od kiedy podniesienie bluzki jest striptizem, po prostu patrze, czy nie przytyłam.
- Taaaak i to ile, nie widzisz tego, niedługo nie zmieścisz się w drzwiach. - Uśmiechnęłam się ironicznie.
- Masz rację, powinnam schudnąć, chodźmy jutro na basen, trochę popływamy i niedługo wrócę do dawnej formy. - Spojrzała na mnie, odwzajemniając uśmiech.
- No dobra odwołuje, rób co chcesz i jedz co chcesz, nie będę w to wnikać. - Podniosłam ręce w geście poddania.
- Lisette proooooszę, przecież nie musisz wchodzić od razu na głęboką wodę, po prostu popływamy sobie ot tak dla relaksu.
- Nie-lubię-pływać - powiedziałam dobitnie każde słowo.
- Wiem, ale kiedyś musisz się nauczyć, a co jak jakiś megasuper chłopak będzie się topił, a ty go uratujesz.
- Chyba powinno być odwrotnie, to mnie megasuper chłopak powinien ratować.
- A co za różnica kto kogo ratuje, chodźmy jutro proooszę. - Popatrzyła błagalnie robiąc oczy a'la kot ze Shreka.
- Wiesz, że masz ze mną za dobrze, ja się tak dla ciebie poświęcam - westchnęłam teatralnie.
- Ohh Lisette wiedziałam, że nie oprzesz się tak uroczej dziewczynie jak ja.
- Ty? Urocza? No chyba jednak nie, ja to robię z czystej...hmm...po prostu tak chcę - stwierdziłam kończąc swoją porcję lodów.
- To pójdziemy od razu po pracy, więc nie zapomnij stroju kąpielowego.
- Dobra, chodź pójdziemy teraz na plac zabaw.- Chwyciłam Kate za rękę i pociągnęłam ją w stronę placyku.
- Nie za stara jesteś na takie dziecinne zabawy?
- Tak jestem, ale co z tego - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
- No dobra, ja zajmuję huśtawkę - krzyknęła i zaczęła biec.
- Ejj nie ma tak, ja też chcę się pobujać - powiedziałam jak mała dziewczynka i też zaczęłam biec.
W sumie po tym nie dziwię się, dlaczego ciocia traktuje mnie jak dziecko, skoro tak się zachowuje.
- Jeee wygram - usłyszałam przed sobą i zobaczyłam jak Kate wbiega na teren placyku.
- No chyba jednak nie. - Przyspieszyłam i dogoniłam blondynkę.
Zajęłam szybko huśtawkę i pokazałam Kate język.
- Hahaha bardzo śmieszne. - Zrobiła obrażoną minę.
- No pewnie. - Zaśmiałam się głośno.
- Ej Lisette, nie uważasz, że powinno tu być więcej dzieci?
Rozejrzałam się po placu i stwierdziłam, że ma rację. Mimo, że nie było jeszcze tak późno, na placu byłyśmy tylko my i dwoje chłopców siedzących w piaskownicy, którzy i tak po chwili wybiegli.
- Coś mi tu nie gra - mruknęłam i wstałam z huśtawki.
- Buhaha dałaś się wykiwać - krzyknęła Kate zajmując miejsce
Nagle karuzela niedaleko nas, zaczęła się powoli obracać.

wtorek, 6 maja 2014

Prolog

Mroźna zima, jedna z najgorszych w ciągu ostatnich lat. Większość ludzi spędzała czas w domu przy wigilijnym stole, grzejąc się przy cieple ognia, podczas gdy za oknem szalała śnieżyca. Samotny samochód jechał z dużą prędkością po śliskiej ulicy.
- Wytrzymaj kochanie, jeszcze troszeczkę - powiedział kierowca auta, który trzymał rodzącą żonę za rękę.
- Nie jedź aż tak szybko, wytrzy...aaaaaa. - Z ust kobiety wyrwał się krzyk, gdy powróciły skurcze.
Mężczyzna, nie zwracając uwagi na protesty, dodał gazu, ale sypiący śnieg uniemożliwiał dobrą widoczność.
Pojazd wpadł w poślizg. Było to wiadome od samego początku, że w końcu dojdzie do tragedii. Mały samochód nie miał szans, dachował i w końcu zatrzymał się na pobliskim drzewie. Krew wypływająca z auta zaczęła mieszać się z białym puchem pokrywającym ziemię. Nagle rozległ się płacz, który dochodził ze szczątków pojazdu.
- Helena, kobieto wracaj tu, tam nic nie ma! - krzyknął mężczyzna, który razem ze swoją żoną wyszli z domu i brnęli w śniegu..
- Nie słyszałeś tego huku, nawet śnieżyca nie była w stanie go stłumić!- odkrzyknęła kobieta, szczelniej okrywając się płaszczem.
- Mówię ci Helena, że tam nic nie ma, wracajmy do domu.
Starsza pani podeszła do wraku i zajrzała do środka. Na początku nic nie zauważyła, ale po chwili dostrzegła ciała.
- O boże, Karol dzwoń po policję!
- Chyba żartujesz w takich warunkach będą tu co najmniej za 2 godziny.
Nagle na tylnym siedzeniu zauważyła noworodka i młodą kobietę ściskającą go w ramionach.
- Święty boże, Karol chodź tu pomóż mi!
W tym czasie umierająca matka podała dziecko Helenie mówiąc ledwo jej imię.
- Lisette, ma na imię Lisette.- Zdążyła powiedzieć zanim wydała ostatnie tchnienie.
Starsza kobieta wzięła dziewczynkę na ręce i zauważyła, że ta nie rusza się. Zdjęła z głowy chustę i owinęła noworodka.
- Karolu szybko musimy jechać do szpitala!
- W taką pogodę nigdzie nie dojedziemy.
- Ale ona nie oddycha!

Ohayo

Po raz kolejny zakładam bloga xD chociaż ten jest już trochę zaplanowany, mimo że wpadłam na niego dzisiaj rano w dość nie miłych okolicznościach. Tak więc niedługo wstawiam prolog, ale najpierw ogarnę szablon itp.