sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział XXI

 - Lisette - usłyszałam Maxa, a chwilę później z dużą siłą uderzyłam o ziemię, a przed oczami zatańczyły mi gwiazdy.
Było nieźle, gdy Max się zjawił zyskaliśmy przewagę nad dziewczyną. Przynajmniej w pewnym stopniu. Ona ma dusze do pomocy, a my wiemy jak z nimi walczyć. Myśleliśmy, że nie może pójść aż tak źle. Jednak poszło gorzej niż nam się wydawało. Zaatakowaliśmy ją razem i choć na początku szło dobrze to później wszystko się popsuło. To wyglądało tak jakby dziewczyna się z nami bawiła, a potem znudziło jej się to i zaczęła na poważnie. Nim się obejrzałam znów zwisałam, tym razem złapana za nogi, ale spotkałam się z ziemią szybciej niż bym chciała. Przez chwilę jeszcze leżałam chwytając łapczywie oddech.
- Hej nic ci nie jest? - odezwał się Max pomagając mi wstać.
- Wszystko w porządku, ale... Uważaj! - Popchnęłam go w bok, sama odskakując, gdy te dziwne ręce zaatakowały. - Nie ważne ile ich zastrzelimy i tak pojawiają się nowe!
Nagle usłyszeliśmy dzwonek telefonu. Spojrzeliśmy na siebie z Maxem, a potem na przeciwniczkę, która ze stoickim spokojem wyciągnęła komórkę, a potem odebrała.
- To nasza szansa, teraz - rzucił blondyn i oboje ruszyliśmy.
Przedarliśmy się przez las rąk. Co za ironia. Skutecznie uniknęła naszych bezpośrednich ataków. Nie chcieliśmy jej zabić, więc wszystko było zdecydowanie trudniejsze. Musieliśmy się dowiedzieć o niej i tej organizacji wszystkiego co się da.
- Przykro mi niezmiernie, ale niestety muszę was opuścić - powiedziała nadal unikając ciosów, a potem coś nas odepchnęło od dziewczyny na parę metrów. Spojrzała na nas z drwiącym uśmiechem, odwróciła się i zaczęła odchodzić.

Od razu poderwałam się z ziemi, ale Max mnie zatrzymał.
- Odpuść, załatwimy to później.
- A-ale!
- Musimy zawiadomić agencję, wszystko ustalić. Nie wiemy kim ona jest, ani czego chce, nie możemy teraz za nią ganiać. Ma przewagę - zakończył z ponurą miną. Widać, że jemu też się to nie spodobało, ale miał rację.
- Lisette! - Oboje odwróciliśmy się na dźwięk mojego imienia. Zobaczyłam Jacka biegnącego w naszą stronę i przypomniałam sobie coś ważnego. No tak, przecież ta dziewczyna zniszczyła moją randkę.
 - Jack, nic ci się nie stało? - Obejrzałam go dokładnie, szukając jakiegoś śladu.
- Nic mi nie jest, ale tamta... Co to do cholery było?! Co wy z nim zrobiliście - mówiąc to wskazał na Maxa i posłał mu wrogie spojrzenie.
- Z-znaczy to będzie długa droga i ciężko będzie ci to wytłumaczyć, ale trzeba popatrzeć na to z innej strony. Próbuję powiedzieć, że... - W tym momencie Jack po prostu runął jak długi na ziemię tuż przede mną, a ja stałam z otwartą buzią. -  Ja nie mogę, czy on właśnie odpadł?!
- Chciałbym, żeby tak było, ale niestety musiałem mu pomóc. - Pokazał mi pustą strzykawkę i zaczął podnosić nieprzytomnego chłopaka z ziemi.
- Ale czekaj! Coś ty mu zrobił?
- Nic, za chwilę się obudzi. Położymy go tam gdzie się radośnie rozłożyliście na tej randce, a gdy już wstanie to pomyśli, że to wszystko jedynie mu się przyśniło.
- Ha genialny plan! Że też ja sama na to nie wpadłam - odpowiedziałam z ironią. - Masz szczęście, że jestem optymistką i mam nadzieję, że ten twój plan wypali.
Wzięłam Jacka pod jedno ramię, a Max pod drugie i tak przeciągnęliśmy śpiącego aż do miejsca, w którym wcześniej leżeliśmy. Potem zerknęłam na swoje ubranie, które mówiąc lekko nie było w najlepszym stanie, więc wolałam już nie myśleć o mojej twarzy. Spróbowałam doprowadzić się do porządku. Wyjęłam z torebki szczotkę i ogarnęłam włosy, a później jako tako oczyściłam mundurek.
- Długo masz zamiar jeszcze tu stać?  - zwróciłam się do blondyna, który patrzył na to co robiłam.
- Nie, właściwie to już miałem sobie iść, ale na przyszłość trzymaj telefon przy sobie, bo następnym razem mogę nie zdążyć na czas. - Rzucił komórką w moją stronę, a ja ją złapałam.
- Będę pamiętać.
- W takim razie zwijam się - uśmiechnął się i odwrócił.
- Max zaczekaj - odezwałam się. - Ja... Dziękuję za pomoc.
- Nie ma sprawy.
Popatrzyłam jeszcze jak odchodzi, a potem położyłam się obok Jacka. Jesienny wiatr bawił się koronami drzew unosząc ze sobą pojedyncze liście. Słońce zaczęło powoli zachodzić i robiło się coraz chłodniej. Leżałam tak słysząc jak chłopak spokojnie oddycha i patrząc na szybko poruszające się chmury. Po chwili poczułam jak Jack porusza się, a serce odrobinę przyspieszyło. Bałam się czy on na pewno uwierzy w wymyśloną naprędce wymówkę.
- No proszę, śpiący królewicz wreszcie się obudził - powiedziałam podnosząc się na łokciu.
- Zaraz co się stało, gdzie jest ta dziewczyna? - Rozejrzał się zdezorientowany i w końcu spojrzał na mnie.
- Co? Jaka dziewczyna? - Zrobiłam obrażoną minę i usiadłam krzyżując ręce.
Chłopak się speszył, a ja w duchu zaczęłam wiwatować, że rozmowa poszła w tym kierunku. Lepiej być nie mogło.
- Znaczy... Ja tylko... A zresztą zapomnij o tym. - Podrapał się po głowie i również usiadł.
- Pff mam nadzieję, że nie robiłeś nic za moimi plecami.
- Ja? Nigdy bym nawet nie pomyślał. - Podniósł ręce w obronnym geście, a ja popatrzyłam na niego krytycznie.
- Przyjmijmy, że ci wierzę, a teraz chodźmy już, bo ściemnia się. - Stanęłam na nogi zadowolona z przebiegu sytuacji i spojrzałam wyczekująco na chłopaka.
- Już, już wstaję.
Znalazł się tuż przede mną, a ja zadarłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Pogłaskałam go po policzku, a on powiedział te magiczne słowa.
- Kocham cię Lisette. - Potem nasze wargi złączyły się, a troski całego dnia uleciały na skrzydłach motyla.


 Coś od Pauli:

Nie wiem co to ma być, a zwłaszcza ta końcówka. Jejku nigdy nie pisałam czegoś takiego, więc nie wiem jak to wyszło. Nie mam zamiaru robić z tego romansu, ale chcę, żeby się pojawił. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, tak samo jak terminu pojawienia się tego rozdziału. Pamiętajcie, że zawsze mogło być gorzej xD 
Dziękuję za wszystko <3