wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział XIV

- Hahaha, a ten moment z tym agentem był mocny! - Kate po raz kolejny wybuchła śmiechem, wychodząc z kina, a ja zawtórowałam jej.
- Masz rację hahaha, jedna z lepszych komedii jakie oglądałam - stwierdziłam i spojrzałam z niepokojem w górę.
Nad miastem zawisły ciemne chmury. Nie wyglądały na burzowe, ale z pewnością zwiastowały deszcz.
- No to co idziemy jeszcze do Harimy i zwijamy się - powiedziała dziewczyna, a ja potaknęłam.
Kate odpięła rower i zaczęłyśmy iść do miejscowego parku, jednego z najpiękniejszych i jednocześnie największych w mieście. Po drodze kupiłyśmy oczywiście lody, a potem usiadłyśmy na parkowej ławce. Obserwowałam w zamyśleniu bawiące się nieopodal dzieci.
- Hej Kate - odezwałam się po chwili cicho - gdybyś mogła przeżyć jedyną swego rodzaju przygodę, ochronić ludzi, ale narażając swoje życie, chciałabyś?
- Ahh moja droga Lisette powiem ci, że ja bym się długo nie zastanawiała - powiedziała, patrząc przed siebie. - W końcu życie jest tylko jedno, a przygody filmowe są, no cóż, tylko w filmach. Jeśli miałabym okazję zaznać czegoś takiego, wolałabym nawet umrzeć wcześnie, ale to była by dobra śmierć. Powiedziałabym wtedy, że dla takich wrażeń warto żyć krócej. - Zakończyła z uśmiechem i spojrzała na mnie. - Ale takie rzeczy tylko w filmach.
Podmuch wiatru odgarnął mi włosy, a ja już wtedy wiedziałam, że podjęłam decyzję i byłam pewna, że nie pożałuję jej. Uśmiechnęłam się szeroko, wstałam i wyciągnęłam rękę wskazując niebo.
- Zatem ja, Lisette Scarlet ochronię Ziemię i zrobię wszystko, żeby ludzkość przetrwała! - krzyknęłam, a ludzie popatrzyli się jak na wariatkę.
- Idiotko nie wydzieraj się tak, jeszcze ktoś znajomy tu będzie - powiedziała blondynka surowym tonem, ale po chwili również się roześmiała.
Naszą radość zaburzył dudniący odgłos dochodzący z góry. Spojrzałyśmy tam obie i zrobiłyśmy skwaszone miny. Chmury, które jeszcze nie dawno nie zapowiadały nic groźnego, teraz przybrały znacznie ciemniejszy odcień.
- Dobra to ja lecę, bo jeszcze do domu nie zdążę. - Pożegnałam się z Kate i patrzyłam jak odjeżdża, a potem sama miałam to zrobić, gdy usłyszałam dobrze znany mi głos.
- No proszę Scarlet, nie spodziewałem się ciebie. - Słowa wypowiedziane nieco sarkastycznym tonem, od razu wiedziałam z kim mam do czynienia.
Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka w czarnej czapce, spod której wystawały kosmyki rudych włosów. Patrzył na mnie z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
- Misaki Yata dawno się nie widzieliśmy - odpowiedziałam mu tym samym, a po chwili zgodnie przybiliśmy żółwika.
- Do Bernes, nie dalej! - krzyknął i już wskoczył na swoją deskę.
- Hej, a gdzie start! - wydarłam się za nim i zaczęłam go gonić.
Yata był moim dobrym znajomym. Miał 19 lat i często chodziliśmy razem do skateparku, albo rzucaliśmy się do wyścigu na hasło, tak jak w tym przypadku. Niestety wziął mnie z zaskoczenia i teraz jechałam kawałek dalej. Muszę przyznać, że chłopak był dobry i ciężko było mi go dogonić.
Ulica Bernes była już niedaleko, ale z nieba zaczęły padać pierwsze krople deszczu. Nie przeszkadzały mi na razie, nawet udało mi się zrównać z chłopakiem. Meta była już tuż, tuż wiedziałam, że mam szansę, ale Yata też nie odpuszczał. Koniec, końców zremisowaliśmy i oboje zmachani uśmiechnęliśmy się do siebie.
- No, no dziewczyno muszę przyznać, że nie każdy tak potrafi - odezwał się głęboko oddychając.
- Nie po to tyle ćwiczę, żeby mógł mnie wykiwać taki ktoś jak ty. - Przekomarzałam się, a on poczochrał mnie po włosach.
- Nie podskakuj mała.
Deszcz zaczął coraz mocniej zacinać, a ja wzięłam deskorolkę nad głowę.
- Trzymaj koleżanko. - Yata dał mi swoją bluzę, którą miał wcześniej zawiązaną w pasie.
- Miło z twojej strony drogi kolego. - Uśmiechnęłam się szeroko w podzięce. - Oddam przy najbliższej okazji.
- Nie ma sprawy, ja też spadam, bo pogoda niezbyt zachęcająca. - Przybiliśmy żółwika na odchodne i rozeszliśmy się.
Śpieszyłam się jak wszyscy inni ludzie dookoła, zaskoczeni niespodziewanym deszczem. Dzień zapowiadał się tak pięknie. Zaczęłam biec i skręcałam za róg, gdy kogoś potrąciłam. Prawię się przewróciłam, na szczęście udało mi się jakoś zachować równowagę.
- Przepra... - Uniosłam głowę i urwałam w pół słowa.
Wyczułam wrogą aurę, a osoba, która stała przede mną na pewno nie była człowiekiem. Nie wiem skąd to wiedziałam, po prostu dało się to mocno wyczuć. Cofnęłam się niepewnie, a postać nawet nie drgnęła. Po chwili po jej policzku spłynęła łza. Koloru krwi.
Powoli wyciągnęła rękę w moją stroną, a gdy była już kilka centymetrów od mojej twarzy zatrzymała się. Oddychałam szybko i byłam sparaliżowana, mogłam tylko patrzeć na tajemniczą postać. Zacisnęłam powieki, a gdy po chwili uniosłam jedną, tego już nie było. Odetchnęłam z nieopisaną ulgą i rozejrzałam się w około. Zauważyłam, że ulica zdążyła opustoszeć z przechodniów, jedynie samochody jechały pędem po ulicy.
- Lisette! - usłyszałam głos i spojrzałam w jego kierunku.
W moją stronę biegł Max. Stanął obok mnie i mimo, że przyjacielsko się uśmiechnął w jego oczach zobaczyłam iskierki zaniepokojenia, a może nawet strachu.
- Hej, co ty tu robisz? - zapytałam dość zdziwiona.
- Nic ci nie jest? - Zmienił temat i zlustrował mnie wzrokiem.
- Nie, ale właściwie widziałeś to, prawda?
- Właśnie tak, ale nie jestem do końca pewny co to było. Mimo, że otaczała istotę mroczna aura, raczej nie wyglądała jakby miała zrobić ci krzywdę. Chciała jakby coś zobaczyć... - zakończył niepewnie, zerkając na boki.
Kichnęłam. W końcu staliśmy w deszczu, a ja byłam ubrana dość lekko, ponieważ rano pogoda zapowiadała się pięknie. Wszystko się zepsuło.
- Chodźmy już, odprowadzę cię do domu - powiedział, nie pytając mnie o zdanie.
Szliśmy szybkim krokiem w ciszy. Głowę ukryłam pod kapturem bluzy, a deskorolkę trzymałam pod pachą. Nie wiedziałam jak mam zacząć rozmowę, chciałam mu powiedzieć o podjętej decyzji. Gdy wkroczyliśmy na błotnistą ulicę, przy której stał mój dom wzięłam głęboki oddech.
- Max, słuchaj ja chyba już wiem - zaczęłam cicho, a on uśmiechnął się pod nosem.
- Co takiego wiesz?
- Co powinnam zrobić, ja chcę wam pomóc. Chcę do was dołączyć.
Coś od Pauli:
No i tym razem wyrobiłam się na czas. Powoli, powoli do przodu ^^  



wtorek, 6 stycznia 2015

XIII

- Nie mów jej - usłyszałam głos w słuchawce.
Co najciekawsze rozpoznałam go prawie od razu, Max. Spojrzałam na Kate i zauważyłam zaciekawienie na jej twarzy. Byłam pewna, że chciała wiedzieć z kim rozmawiam, ale ja tylko pokręciłam głową dając jej do zrozumienia, że powiem jej później.
- Niby dlaczego? - zapytałam i podeszłam do okna.
Skoro wiedział co chciałam właśnie zrobić, musiał być gdzieś niedaleko i albo mieć podsłuch, albo dobrą intuicję.
- Lepiej jej w to nie mieszać, zwłaszcza jeśli sama nie znasz odpowiedzi - usłyszałam ponownie w słuchawce.
- Gdzie jesteś? - odezwałam się po chwili przerwy.
- Nie ważne, w każdym razie nie mieszaj w to swojej przyjaciółki - powiedział i rozłączył się.
Ja westchnęłam głęboko i znów usiadłam na łóżku, obok Kate, która patrzyła na mnie z niekrytą ciekawością. Co miałam jej powiedzieć? Chciałam przyjść do niej z newsem, że napadły mnie jakieś potwory, uratował mnie chłopak i zawiózł do jakiejś agencji, która teraz chce żebym do niej dołączyła, a tu nagle się dowiaduje, że nie mogę jej o tym powiedzieć. Mojej najlepszej przyjaciółce. Postanowiłam opowiedzieć jej o czymś innym, ale stwierdziłam, że pogadam też później z Maxem.
- Wczoraj był u mnie Jack - zaczęłam powoli
Ona zrobiła tylko zdziwioną minę, a następnie rozpromieniła się i głośno roześmiała.
- Ten Jack? Ten, którego znamy dręczył cię przez cały czas od gimnazjum.
- Dzięki za przypomnienie - Zrobiłam skwaszoną minę, a Kate przysunęła się do mnie i patrzyła wyczekująco. - O co chodzi?
- Szczegóły waszej upojnej nocy - powiedziała poruszając znacząco brwiami.
- Zaczęło się niewinnie, no wiesz jeden pocałunek, potem następny i nagle nie miałam na sobie koszulki...
- Dobra jednak skończ, nie chcę tego słuchać - przerwała mi, a po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem, który nie chciał ustać.
Ogarnęłyśmy się dopiero, jak do pokoju wszedł młodszy brat Kate, Dale. Ubrany w piżamkę z misiem w ręku, stanął w drzwiach krytycznie na nas patrząc. Był bardzo podobny do swojej siostry. Wielkie, niebieskie oczy i blond włosy, które nie znały szczotki i żyły własnym życiem.
- Mozecie być odlobinę cisej? Plóbuję spać - powiedział sepleniąc i potarł oczy wolną ręką.
- No proszę mój pysio wstał. - Kate podeszła i wzięła pięciolatka na ręce. - Zanieść cię do pokoju i idziesz dalej spać, czy nie?
- Jestem głodny, kiedy przyjdzie Nana? - Jej braciszek uwielbiał swoją opiekunkę, zawsze czekał na nią niecierpliwie, a potem nie odstępował jej na krok.
- Niedługo - podała mi Dale i skierowała się w stronę szafy. - Listette weź go do kuchni, ja się tylko ubiorę i zaraz przyjdę.
Kiwnęłam głową i poszłam do kuchni. Włączyłam telewizor, a i posadziłam brata Kate na krzesełku. Po chwili Miller wróciła i zaczęła szykować mu śniadanie.
- Mi też możesz coś zrobić przy okazji - odezwałam się i rozsiadłam przy stole.
- Nie wiedziałam, że lubisz owsiankę - mruknęła z przekąsem, wyciągając miskę.
- W takim razie chyba podziękuję - zaśmiałam się i zaczęłam przeskakiwać po kanałach. - Nic nie ma w tej telewizji.
Po chwili moje myśli skierowały się na inny tor. Agencja Ghost. Kim oni właściwie są? Widziałam na własne oczy jak pokonali demony, czy tam duchy. Mniejsza o większość, pomogli mi, chyba że to było tylko na pokaz, ale Max wydawał się miły. Co ja mam zrobić?
- Hej, hej nie zawieszaj mi się! Nad czym tak myślisz? - Kate pomachała mi ręką przed twarzą i otrząsnęłam się.
- No wiesz niedługo kończą się wakacje, zacznie się szkoła. Idziemy do drugiej liceum i no trzeba będzie jakoś zakończyć lato, jak myślisz? - Wymyśliłam na poczekaniu i zobaczyłam jak Kate cicho wzdyacha.
- Masz rację, możemy zrobić mini party. Zaprosić parę osób Lexi, Nicole, Cassie, albo nie w sumie to nie przepadam za nią. - W tym momencie usłyszałyśmy odgłos otwieranych drzwi i do kuchni weszła niania Dale'a. Była młodą dziewczyną, miała trochę ponad dwadzieścia lat. Ciemne, włosy sięgające do ramion okalały jej wiecznie uśmiechniętą i rumianą buzię, nadając dziecinnego uroku.
- Nana, Nana! - krzyczał chłopiec wyciągając ręce umazane w jedzeniu.
- Cześć łobuziaku, hej dziewczyny co tam? - Skierowała się do nas, wycierając ręce małemu.
- Nic tak sobie plotkujemy, ale chyba zaraz idziemy no nie Lisette? - usłyszałam i znów oderwałam się od myśli.
- Tak, tak zbieramy się, może zrobimy napad na kino? - zaproponowałam i spotkałam się z aprobatą.
Pożegnałyśmy się z Naną i wyszłyśmy z domu. Promienie słońca świeciły mocno, zmrużyłam oczy, a potem wzięłam sprzed drzwi moją deskorolkę, Kate wyciągnęła rower z garażu i ruszyłyśmy na miasto.


Coś od Pauli: 

Długo, długo mnie nie było i nareszcie udało mi się napisać to coś. Kolejny zwykły dzień, ale cieszę się, że w ogóle coś wstawiłam xD To ma być mój pierwszy dokończony blog i zrobię wszystko, żeby mi się udało. Nawet jeśli rozdziały będą takie jak ten lub gorsze to mam nadzieję, że dowlokę się do końca. To by było na tyle z mojego wywodu, życzę miłego wieczoru <3