środa, 28 października 2015

Rozdział XX

Ten dzień zaczął się okropnie. Zresztą jak każdy od kiedy skończyły się wakacje i musiałam wstawać o 7 rano. W dodatku po szkole musiałam zjawiać się w agencji i ćwiczyć oraz uczyć się, a potem wracałam do domu i też musiałam się uczyć. Zero czasu wolnego, nawet weekendy miałam zajęte. Na szczęście nic nie szło na darmo, dowiadywałam się wielu nowych rzeczy, a przynajmniej o duszach, bo o szkole to nie ma co mówić. Klasa druga liceum dopiero się zaczęła, a ja już mam dość. Wiedziałam jednak, że muszę się w końcu podnieść. Wyjrzałam spod pościeli i zerknęłam na budzik.
- Iść? Nie iść? Iść? Nie iść?
W końcu postanowiłam zwlec się z łóżka. Niechętnie poczłapałam do łazienki i załatwiłam poranną toaletę. Potem stanęłam przed szafą i wyciągnęłam jesienny mundurek. Pogoda coraz bardziej się psuła i częściej padało, robiło się też zimniej, ale w końcu był listopad. Pogłaskałam Neko i zeszłam na dół.
- Cześć ciociu - przywitałam się i zaczęłam pakować jedzenie.
- Hej skarbie, weź ze sobą parasolkę, bo wygląda na to, że dzisiaj też będzie padać.
- Tak wiem, wiem.
- Co chcesz dzisiaj na obiad? Klara wpadnie więc chcę wcześniej zrobić, później będzie tylko do podgrzania.
- Hmm może jakąś zupę, dawno nie jadłam pomidorowej. - Uśmiechnęłam się i skierowałam do wyjścia. - To ja lecę do szkoły. Narka.
-Wracaj szybko - usłyszałam tylko zamykając drzwi.
Spojrzałam w ciemne niebo i cicho westchnęłam. Tyle wydarzyło się przez ostatnie miesięce, że ciężko było mi to wszystko pozbierać w jedną całość. Ledwo co wyszłam przed bramę, a tam już czekał na mnie Jack.
- Cześć Lisette - powiedział i pocałował mnie delikatnie, na co ja się oczywiście zarumieniłam.
Nie byłam przyzwyczajona do takich gestów ze strony chłopaka, a zwłaszcza od niego.
- Hej Jack, dziękuję, że czekałeś. - Uśmiechnęłam się i niepewnie chwyciłam go za rękę.
Na co on również się uśmiechnął.
Chodziliśmy ze sobą już ponad dwa miesiące, a mimo to nadal ciężko było mi się do tego przyzwyczaić. Jednak, gdy Jack był blisko czułam kołatanie serca i rumieniłam się częściej niż zwykle, a gdy przytulał mnie czułam się bezpiecznie.
- Co robisz po lekcjach? - zapytał po dłuższej chwili milczenia.
- Dzisiaj w sumie nic, a co się stało?
- Może byśmy gdzieś wyszli, chodźmy do kina czy coś.
- No dobrze, ale ja wybieram film. - Ścisnęłam mocniej jego rękę.
Przez resztę drogi szliśmy w ciszy, ciesząc się sobą.
- Co ty na to, żeby zrobić dziś sobie wolne od szkoły?
- Oh nie, sprowadzasz mnie na złą drogę - zaśmiałam się, ale uważałam, że to nie najgorszy pomysł.
W końcu od dłuższego czasu nie miałam chwili dla siebie, a Kate i tak wysłałaby mi notatki.
- Wiesz, że to w cale nie jest zły pomysł - odezwałam się po chwili. - Jeden dzień nic nie zmieni, a wszystko jest lepsze od siedzenia w klasie. Tylko od czego by tu zacząć.
- Ja już coś wymyślę - roześmiał się i pociągnął mnie za sobą.
 ~*~ Parę godzin później ~*~
Leżeliśmy na polanie pośród drzew, patrząc w błękitne niebo, po którym przemykały białe obłoczki.
Usiadłam i spojrzałam na zachodzące słońce.
- Wiesz Jack - zaczęłam cicho, zerkając na chłopaka. - Kocham cię.
 - Ja ciebie też Lisette. - Podniósł się i przytulił mnie.
- No proszę, proszę, jakie to było słooodkie - usłyszeliśmy i obejrzeliśmy się.
Za nami stała dziewczynka, a przynajmniej na pierwszy rzut oka tak wyglądała. Jej strój w ogóle do niej nie pasował. Suknia jak na jakiś bal z koronką, ale potem moją uwagę coś zwróciło. Jej oczy, a mianowicie jej tęczówki. Były inne. 
- Kim jesteś? - zapytałam, mimowolnie przyjmując pozycję do walki.
- Nie musisz wiedzieć kim ja jestem, grunt, że wiem kim ty jesteś. Jesteś nam potrzebna i właśnie to mnie wybrano, abym cię sprowadziła Lisetto Scarlet. Wybieraj, pójdziesz po dobroci, czy będę musiała użyć siły?
- Zaraz, zaraz co tu się dzieje? Nic nie rozumiem - wtrącił Jack, a to było ostatnie czego potrzebowałam.
- Ja też nie, ale wypadało by się zorientować. Słuchaj - zwróciłam się do dziewczyny. - Nie mam pojęcia co tu robisz, ani dlaczego mówisz w liczbie mnogiej, ale nie zamierzam nigdzie iść.
- No cóż, a liczyłam, że jednak pójdziesz grzecznie, ale dla mnie to nie robi żadnej różnicy...
- Hej Jack - szepnęłam, gdy mój przeciwnik zaczął monolog. - Jak tylko dam ci znak masz uciekać, a ja postaram się ją przytrzymać. Weź moją torbę, w środku jest telefon. Wybierz numer Maxa i powiedz mu gdzie jesteśmy. 
- Nie myślisz chyba, że cię tu zostawię. Nie ma mowy! - krzyknął, zaciskając dłonie w pięści.
- Gołąbeczki, skończyliście już? Zmęczyło mnie czekanie.
- Oh przepraszam, ale znudziło mi się twoje gadanie - odpowiedziałam jej ironicznie, posyłając wrogie spojrzenie.
- Skoro gadanie ci przeszkadza, możemy zacząć inną część zabawy - mówiąc to, z ziemi wokół niej wyrosły ręce i rzuciły się w naszą stronę.

 - Jack już! - krzyknęłam, popychając go w stronę moich rzeczy, a sama stworzyłam barierę.
Jednak nie była ona żadną przeszkodą dla tego czegoś. Złapały mnie za ręce, nogi i szyję.
- Lisette! - usłyszałam i spróbowałam się odwrócić w stronę głosu.
- Twój kochaś chyba chce ci pomóc - zaśmiała się dziewczyna i już wiedziałam co planuje.
- Jack, idioto! Biegnij i dzwoń w końcu, bo sami sobie nie damy rady! - wykrzyczałam, zanim jedna z łap zacisnęła się mocniej na mojej szyi.
- Cicho bądź, niegrzecznie jest przeszkadzać.
Powiedziała co wiedziała. Musiałam szybko coś wymyślić, może Jack już dzwonił, ale ja nie mogłam złapać tchu. Co robić? Nie umiałam nawet aktywować pełni mojej mocy. Jedyne czego się nauczyłam, to tej mizernej bariery i obrony prze opętaniem przez duszę, ale ta dziewczyna jest z pewnością żywa. Spróbuję chociaż odciągnąć jej uwagę od chłopaka.
- H-hej... khh... s-słuchaj - zaczęłam, a dłoń na mojej szyi poluźniła się. Wzięłam głęboki wdech. - Po co jestem ci potrzebna? W ogóle skąd ty jesteś.
- Mówiłam już, ale widzę, że jesteś na tyle głupiutka, że nie umiesz łączyć faktów. 
Widocznie musiała o tym wspominać, gdy rozmawiałam z Jackiem. 
- Agencja Ghost... tfu... ta banda, która nie umie wykorzystać potencjału, jaki drzemie w duszach. Spójrz jak łatwo można nad nimi panować, choćby te, które cię trzymają. Oni chcą je odsyłać na drugą stronę, uwalniać... Ale my, my ich używamy do wyższych celów, a ty jesteś nam niezbędna do dalszej pracy. Jednak, nie marnujmy już czasu, bo reszty i tak dowiesz się na miejscu.
- Nad duszami nie da się do końca zapanować. Nigdzie z tobą nie pójdę!
- Puszczaj ją - usłyszałam za sobą głos, a potem strzały.
Trafiły one w ręce, które mnie trzymały. Natychmiast zniknęły, a ja byłam wolna.
- Max, nareszcie!
Coś od Pauli: 
Ta daaaam! Miałam mieć wolne tylko w wakacje, ale się przeciągnęło xD Jednak już jestem z nowym rozdziałem. W sumie na początku zamysł był zupełnie inny, ale wyszło jak wyszło. Dzięki, że czekaliście tyle czasu ^u^ Mam nadzieję, że się spodoba.


4 komentarze:

  1. Mi się podobało , tylko szkoda , że nie było pokazane jak zaczęli chodzić ze sobą .No ale czekam na ciąg dalszy ;* pozdrawiam ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah cieszę się, że spodobało Ci się, a co do chodzenia to może dodam ten moment w jakimś one-shocie ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Rozdział fajny cieszę się że znów dodajesz

    OdpowiedzUsuń